Gabrysia.
To dziwne uczucie. Takie denerwujące ciepło w okolicy serca. Tak przerażający strach, że znowu będziemy musieli się pożegnać. To strasznie paraliżujące nocne uczucie pustki. Taki dziwny ból w momencie naszego wczorajszego pożegnania po meczu. Tak brzmiące głośno w głowie twoje słowa wypowiadane wczorajszego późnego wieczora bardzo często. Tak piękne i zapamiętane przeze mnie na zawsze "Kocham cię, Gabrysiu... Ciebie całą. Z wadami i zaletami... Z teraźniejszością i przeszłością...".
Doskonale pamiętam wszystkie momenty, w których padały te słowa. W każdej chwili dzisiejszego dnia przed oczami przewija mi się twój wczorajszy uśmiech po naszym pocałunku. Twoje oczy wypełnione były radością i wesoło śmiały się do moich. Twoja dłoń odnalazła moją, by przez całą drogę do hotelu jej nie puścić. To dziwne, ale czułam się tak, jakbyś odprowadzał mnie po randce do domu. Pamiętam, jak na pożegnanie wtuliłeś swoją twarz w moje włosy delikatnie oddechem muskając skórę na szyi, prosząc, żebym trzymała za ciebie kciuki i nie pozwoliła ci zwątpić w swoje możliwości podczas trwania meczu. Pocałowałeś mnie tak delikatnie, tak jakbyś bał się, że ucieknę.
Dziś punktualnie o dwunastej stoję oparta o ściany hotelu zamieszkanego przez polskich siatkarzy, czekając na twoje przyjście. Powinieneś wkuwać taktykę na finałowy mecz razem z innymi zawodnikami, lecz ty uparłeś się, że musimy porozmawiać. Oparłeś się, że musisz zobaczyć mnie przed meczem i to ja mam cię zmotywować, a nie trener czy koledzy. Ale ja nie umiem tak spokojnie mówić ci o tym, ze masz wygrać, ze masz zdobyć jak najwięcej punktów, że masz zostać MVP. Nie potrafię byś spokojna i opanowana w momencie, gdzie stoisz przede mną i słodko się uśmiechasz, nie żywiąc urazy do mojej osoby.
- Powiedz mi, że nie uciekniesz od razu po ostatnim gwizdku i nie znikniesz znowu z mojego życia, proszę - mówisz, gdy spacerujemy po parku Kościuszki, trzymając się za ręce.
- Zbyszek...
- Obiecaj, proszę... - zatrzymujesz się i wpatrujesz w moje oczy, zmuszając mnie do tego samego.
- Obiecuję... ale tylko pod warunkiem, że i ty obiecasz mi, że za wszelką cenę będziesz walczył o złoto. Rozumiemy się? - chwytając twoją twarz w dłonie śmieję się do ciebie, a ty kiwasz głową i delikatnie muskasz moje usta.
- Gabi, jesteś dla mnie ważna, słyszysz?
- Nie chcę żadnych deklaracji... Niech zostanie tak jak jest... Ty też jesteś ważny... bardzo ważny - teraz to ja muskam twoje usta.
- Gabi, ja muszę coś załatwić z Michałem... Widzimy się na hali, tak? - kiwam głową. Całujesz mnie na pożegnanie i oddalasz się.
Katowicki Spodek. Godzina dwudziesta. Finałowy mecz Mistrzostw Świata. Pojedynek między Polską a Brazylią. Walka jednych z najlepszych drużyn na świecie o końcowy triumf, koronujący cały męczący sezon. Biało czerwona koszulka z numerem 9 i nazwiskiem Bartman zdobi dziś wiele ludzkich ciał. Wiele oryginalnych adidasowych koszulek wysoko wycenianych materialnie jak i sentymentalnie. Ale tylko dwie na całej hali z tym numerem mają większe znaczenie. Tylko dwie noszone były przez jej należytego właściciela. Jedną masz na sobie ty, a drugą ja.
Pierwsze dwa sety w waszym wykonaniu pozostawiają wiele do życzenia, ale nie ma się czemu dziwić, bo Brazylijczycy nie grali ani jednego pięciosetowego pojedynku, a wy mieliście takich już kilka na tym turnieju. Trzeci set wcale nie zaczyna się dla nas najlepiej. Kibice zaczynają wątpić, ale nadal zawzięcie wykrzykują bojowe hasła. Każdy z tych zgromadzonych tutaj ludzi wierzy. Wierzy, że jego ukochana reprezentacja wygra, ale ci trochę starsi boją się, żeby nie powtórzył się scenariusz sprzed ośmiu lat. Ja też się boję. Boję się, że się załamiesz, że zwątpisz w to, że jesteś świetnym graczem. Cholernie boję się uczucia, gdy zobaczę twoją zalaną łzami twarz.
Set trzeci, druga przerwa techniczna, przegrywacie dwoma punktami. Patrzysz na mnie smutnym wzrokiem, szukając jakiegoś pokrzepienia, lecz ja nie mam pomysłu, jak tchnąć w was moją wiarę w zwycięstwo. Nie potrafię po prostu w jakikolwiek sposób pokazać ci to, co siedzi w moim sercu. Nie potrafię wprost przyznać się przed tobą, że cię kocham. Jedyne na co mnie teraz stać, to wskazanie na ciebie palcem i przybliżenie go do mojego serca z równoczesnym, cichym wypowiedzeniem jednego z najważniejszych zwrotów dla każdego człowieka.
- Kocham cię...
Zbyszek.
Nie słyszę, co mówisz, lecz z ruchu twoich ust potrafię odczytać wszystko. Wystarczy tylko chwila, a ja już wiem, o co ci chodzi. Tylko sekunda, by zrozumieć, że przyznałaś się do tego, że mnie kochasz, że jestem dla ciebie kimś więcej niż tylko powrotem do wydarzeń sprzed roku. Teraz już wiem, że mam dla kogo walczyć na poważnie o ten medal.Wiem, że muszę dać z siebie wszystko, by za dwie godziny stać na najwyższym stopniu podium i śpiewać hymn, a potem porwać cie w swoje ramiona i zrobić to, co teraz uznaję za słuszne. Pewne są dwie rzeczy. Cała drużyna mysi zagrać na maksa, a ja już nigdy nie mogę cię stracić.
Niespełna piętnaście minut później schodzimy na krótką przerwę między trzecim a czwartym setem. Wyszarpaliśmy zwycięstwo i walczymy o końcowy triumf dalej. Na naszych twarzach nie ma już przeraźliwego strachu i przygnębienia. Jest za to lekki uśmiech i walka do końca wymalowana w naszych oczach. Czwarty set zaczynamy z przytupem. Nasza zagrywka miażdży przyjmujących z Brazylii, którzy albo wyrzucają Mikasę poza boisko, albo dostarczają ją nam do prostego zbicia. Seta wygrywamy z dziesięciopunktową przewagą. Wszystko zaczyna się od początku. Jeszcze to nie jest koniec.
Czuję na sobie tysiące ludzkich spojrzeń zgromadzonych w hali, jak i miliony wpatrzonych w ekrany telewizorów kibiców, którzy wierzą, że dobrniemy tą walką do końca. Każde to spojrzenie daje siłę i energię. A my? Z całych sił walczymy o każdy zdobyty w męczarniach punkt. Nie liczy się przytrafiona drobna kontuzja, każdy ból, odmawiające posłuszeństwa mięśnie i stawy. Liczy się zwycięstwo. Gramy na przewagi. Prowadzimy, a na zagrywkę idzie Michał, który wszedł za zmęczonego już Winiara.
- Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa, Pieśni o Małym Rycerzu! - rozbrzmiewa na przerwie dla Rezende. Anastasi uśmiecha się tylko, bo już wie, że nie odpuścimy.
Wracamy na boisku i przy głośnym dopingu stajemy do akcji. Michał uderza piłkę, a ta zahacza o taśmę. Łukasz biegnie, ale nie ma po co. Nawet jeśli spadnie na naszą stronę, stracimy punk. Po drugiej stronie nie biegnie jednak nikt. Wszyscy podświadomie ustawiają się na środku boiska, nie reagując na piłkę, która powoli przetacza się na ich stronę. Centymetr za centymetrem, skrawek wysokości za skrawkiem wysokości, jeden krok Brazylijczyka do piłki - jedna cenna bliższość piłki do parkietu. Jeden punkt dla Polski, a my biegamy po boisku, słysząc na około brawa, krzyki, piski, radosny płacz. Podanie ręki pod siatką i jestem wolny.
- Zbyszek, kocham cię! - krzyczysz, a ja kręcę się z tobą wokół własnej osi, by po chwili zatopić usta w twoich i trwać w tej chwili dłuższy czas. Odrywam się tylko po to, by odebrać medal i zaśpiewać hymn, patrząc na powiewającą w hali, najwyżej zawieszoną biało czerwoną flagę. Z każdej strony rozbrzmiewają dumne dla każdego Polaka słowa Mazurka Dąbrowskiego, każdy zdziera gardło, by pokazać, że jest dumnym kibicem, każdy wiernie wpatruje się w powiewającego na fladze orła, który od lat strzeże naszego narodu, każdy chciałby choć na chwilę poczuć się tak, jak my, stojący na podeście dla Mistrzów Świata. Podchodzę do Magiery i zgodnie z umową dostaję mikrofon i coś jeszcze.
- Na hali jest pewna osoba, najważniejsza w moim życiu... Gabi, chodź do mnie, proszę... - wszystko ucicha, nikt nie niszczy tej chwili, nikt nie przerywa momentu, od którego zależy moja przyszłość. Biegnące wolno sekundy uświadamiają mi dopiero to, że przecież ty nie musisz chcieć takiego życia, jakie ja mam w głowie. Widzę twoją sylwetkę miedzy sypiącym się z sufitu konfetti. Jesteś uśmiechnięta, ubrana w moją koszulkę, szczęśliwa. Zmniejszam odległość dzielącą nas, by po chwili całkowicie ją zniwelować. Delikatnie muskam twoje usta, chwytam twoją dłoń. Na sali jest cała moja rodzina, wszyscy najbliżsi którzy spodziewali się tego już dużo wcześniej. - Dobrze wiesz, że przeszłość w naszym przypadku zawsze będzie za nami chodzić. Dobrze wiesz, że oboje bez siebie nie znaczymy nic, ale razem jesteśmy całością nie do zburzenia. Wiesz o tym doskonale, że dzięki sobie nawzajem jesteśmy teraz innymi ludźmi. Na pewno pamiętasz wszystkie wspólnie spędzone chwile. Ale ja wiem jeszcze jedno. Kochasz mnie tak samo, jak ja ciebie - klękam przed tobą, nie zbaczając na wszystkich oczarowanych świadków tego, co się dzieje. - Gabrielo, czy zechcesz zostać moją żoną? - otwieram małe czerwone pudełeczko w kształcie serca i czekam na twoją odpowiedź...
~*~*~
I za tydzień zapraszam już na epilog :(
Nie chcę się jeszcze z wami żegnać, więc na razie o tym nie pisze ;)
Nie wiem, czy to się Wam spodoba, ale ja to miałam tak w głowie od dawna :P
To co, uniknę jakiegoś linczu za to, że skończyłam w takim momencie? ;)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Ty uwielbiasz nas doprowadzać do szału.... Ja chce wiedzieć czy się zgodzi! Oby się zgodziła... Rozdział boski... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńEy! Nie bawię się w taki sposób no! :(( Przerwać w tak ważnym momencie? Masz ty serducho Dzuzeppe? :D heh
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Czekam z niecierpliwością na epilog, który mam nadzieje, że dla Gabi i Zbyszka zakończy się w dobry sposób.
Buźka ;*
Powie TAK! Musi, bo zbyt dużo czasu zmarnowali żyjąc bez siebie, To musi się skończyć hucznym weseliskiem i gromadką zielonookich i ciemnowłosych dzieciątek!!!!! Z loczkami nawet! Nie przyjmuję innej wersji!:):):) I wcale na Ciebie nie krzyczę, poprostu lubię wykrzykniki:)
OdpowiedzUsuńtego się nie spodziewałam :) mam nadzieję, że się zgodzi. i będą żyli długo i szczęśliwie....
OdpowiedzUsuńa jeszcze wspomnę o opisie meczu..... czułam się jakbym tam była, miałam ciarki na ciele, serce mi mocniej biło, tak jak na meczu :D świetnie :)
świetny rozdział :)
pozdrawiam ;*
Obiecuję że w poniedziałek Cię uduszę za takie zakończenie :D xd Ja chcę wiedzieć co dalej.. :D A tak btw to się wzruszyłam ,a jak się rozstawali 7 dnia to ryczałam ja dziecko ;) Masz talent Dzuzeppe :D I nie mówię tego tylko dlatego, że jesteś moją przyjaciółką .. Mówię to bo masz talent dziewczyno ;) :* ~Viktoreek
OdpowiedzUsuńKocham cię, wiesz? :* <3
UsuńJa Ciebie też :* Ale jeszcze jedno takie zakończenie, a dowiem się gdzie mieszkasz i będę tam w ułamku sekundy :D xd
UsuńJa Cię znajdę i uduszę gołymi rękoma, jak ona powie NIE, chociaż nie przyjmuję do wiadomości takiego scenariuszu. W mojej głowie ona mówi TAK i tak jak pisała czytelniczka, będą mieć gormadkę zielonookich i ciemnowłosych dzieciątek. Będzie "i żyli długo i szczęśliwie"
OdpowiedzUsuńTen mecz był yak cudny, że poczułam się jakbym tam była.
Całuję, Daja;*
Chyba czas wreszcie napisać coś, co kończy się tragicznie :PP
UsuńNie no tak na prawdę, to nie mam jeszcze napisanego ani jednego słowa epilogu ;)
O MATKO. Zabiłabym go, to słodkie, strasznie. Ale naprawdę bym go zabiła :D
OdpowiedzUsuńBardzo trzymam kciuki, bądź dla nas łaskawa! :)
p
G
zła jesteś <3
OdpowiedzUsuńDlaczego? o.o
UsuńDlaczego mam na ciebie krzyczeć. Uwielbiam takie zakończenia gdzie tak naprawdę nie wiadomo co się stało później i trzeba czekać na kolejny wpis. Nie dziwię się Zbyszkowi że nie chciał zwlekać z tymi oświadczynami. Przez własny strach stracili ponad rok. Wierzę że Gabrysia powie mu tak, a w epilogu przeczytamy szczęśliwa wersję tego co dzieje się w rodzinie już Bartmanów :)))
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że kogoś zabiłaś jak napisałaś coś o zakończeniu :D Końcówka rozdziału cudowna, ale masz racje, w takich momentach nie można kończyć :P
OdpowiedzUsuńJestem :) Skorzystałam z Twojego zaproszenia i nadrobiłam te wszystkie rozdziały ;D Cudowan historia mam nadzieję, że z cudownym zakończeniem ;) Teraz tylko czekać na to jedno słowo,ślub, a potem to już gromadka takich JuniorBartmanków ^^ Czekam na kolejny! :) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńMusi być tak słodko?:P
UsuńA jak będzie inaczej?
Nie nie będę krzyczeć, przynajmniej na razie. Wiesz że ona musi powiedzieć TAK. To takie romantyczne. Ja zawsze marzyłam o takich oświadczynach. Ta chwila jest z pewnością jedną z piękniejszych w ich życiu. Ile ja bym oddała żeby nasi chłopcy zdobyli w przyszłym roku złoty medal. To moje wielkie marzenie. No cóż nie pozostaje mi nic innego jak czekać na epilog i ostrzegam będę płakać.
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
WINIAROWA♥
Nie tylko ty będziesz płakać, bo ja zapewne też. Tylko sama jeszcze nie wiem czy ze szczęścia...
UsuńGenialny rozdział :D
OdpowiedzUsuńAle Zbyszek zrobił niespodziankę Gabrysi :)
Pytanie tylko, czy dziewczyna przyjmie oświadczyny :D
Zabić nie zabije, ale obwieszczam, że w ramach pokuty, chcę szybko następny ! :)
OdpowiedzUsuńNie zabiję, spokojnie. Ale tylko jeśli Gabi się zgodzi :D Inaczej może być z Tobą krucho! ;p
OdpowiedzUsuńCo ja mogę więcej powiedzieć? Oświadczyny i ponowne ich połączenie przysłoniło mi całą resztę. Więc chyba nic już z siebie więcej nie wykrzesam. I wis co? Twój nick kojarzy mi się nieustannie z piosenką do pewnej pizzy! Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale tak jest ^^
Czekam na epilog z niecierpliwością, no! :*
S.
Masz jak najlepsze skojarzenia. :D Tym się inspirowałam, ale inaczej się to pisze ;)
UsuńDużo się dzieje, bardzo dużo, bardzo dobrze, superaśnie, na poprawę humoru ;) Dziękuję Ci, bo od rana chodzę nieprzytomna i mam ochotę płakać :P
OdpowiedzUsuńTego ostatniego się nie spodziewałam, ale lubię niespodziewanki, także mam nadzieję, że Gabrysia przyjmie zaręczyny, a nie zostawi Zbychiałka na środku :P
buźki ;*
Żadna z nas chyba nie jest taką sadystka, żeby się znęcać nad Tobą, ale pod jednym warunkiem, a jakim to ty dobrze wiesz! :) jasne, jak słońce, że ona nie może odmówić Zbyszkowi. Nie po to wyznali sobie miłość, nie po to cierpieli rok bez siebie by teraz to zaprzepaścić. Oprawa mistrzostw wszystko okej, ale ja żyję oświadczynami i tą romantycznością Zbycha :D
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że wszystko co fajne musi się kończyć :( Także czekam na ten SZCZĘŚLIWY koniec :)
Ściskam :*