23 sierpnia 2013

8. Dzień piąty - "... huczące w mojej głowie, kocham cię Skarbie"

Gabi

Miłość? Zauroczenie? Czy tylko pragnienie? A może nic z tych rzeczy? Może to tylko litość? Nie wiem. Wszystkie moje myśli legły w gruzach po naszym nocnym spacerze i późniejszej nocy, wcale nie spędzonej na spaniu. Nie wiem, czy nie powinnam od tak spakować swoich rzeczy i zniknąć z Twojego idealnego, jak dla mnie, życia. Nie wiem, czy nie lepiej by było, gdybym w ogóle się nie zgodziła na Twoją propozycją. Nie wiem, czy to wszystko ma jeszcze jakikolwiek sens? Nie wiem, jak zakończy się nasz znajomość, ale wiem, że będzie boleć.



Będzie boleć gorzej niż utrata ojca; cierpienie po jego stracie; patrzenie, jak z każdym kolejnym dniem, mama popada w depresję; zmuszanie siebie do udawania, że wszystko jest w porządku; wiadomość o chorobie Michała... To będzie gorsze, bo było za piękne, żeby mogło trwać jeszcze dłużej. Nic nie może trwać wiecznie, ale tak wiele rzeczy chciało by się, by trwały bardzo długo. Czy marzę o jakiejś magicznej mocy, która pozwoliłaby mi wymazać Ciebie z pamięci? Jednocześnie tak i nie. Żyłabym tak, jak do tej pory: jak dziwka, ale nie mogłabym pamiętać tych wspaniałych wspólnych chwil. 



- Powiedz mi Gabrysiu, jak wy się w ogóle poznaliście ze Zbyszkiem - pyta Twoja mama, pakując ci jedzenie na najbliższy tydzień chyba do koszyka. - Wcześniej nie było nawet czasu, żeby o to zapytać - uśmiecha się radośnie. Co mam jej powiedzieć? Prawdę, czy znowu mam kłamać, wymyślając nierealną historykę o miłości od pierwszego widzenia?

- W zasadzie to my poznaliśmy się w dość banalnych okolicznościach - zaczynam mówić, a czuję, że w moim gardle pojawia się gula. - Poznaliśmy się w klubie, w którym pracowałam... dorabiając do studiów - przecież powiedziałam prawdę, więc dlaczego zbiera mi się na wymioty, myśląc o tym, co będzie, jeśli ona dowie się prawdy?
- A co studiujesz?
- Medycynę... - w końcu pojawiasz się ty. Widząc moje zdenerwowanie i wystraszone spojrzenie, od razu domyślasz się, dlaczego tak się właśnie zachowuję. Podchodzisz, przytulasz i całujesz w czubek głowy. Czy nie mogło by być tak już zawsze?
- Mamuś, nie magluj już jej tak... My znamy się bardzo krótko i proszę cię, zachowuj się normalnie - puszcza jej oko i ciągnie mnie do wyjścia.


Lubisz pożegnania? Lubisz te chwile, gdy musisz się z kimś lub czymś rozstać, a wcale tego nie chcesz? Lubisz widzieć tą rozpacz w oczach matki, że zobaczy cie najprawdopodobniej dopiero na święta Bożego Narodzenia? Lubisz patrzeć, jak rozżalonym Twoim wyjazdem ojciec klepie cię po plecach na pożegnanie? Lubisz widzieć to, jak szczęśliwa do tej pory siostra smutnieje, bo wyjeżdżasz? Zdecydowanie nie lubisz, bo zachowujesz się prawie tak samo jak oni, co i u mnie powoduje przypływ jakiś dziwnych emocji. Przywiązanie? Troska o szczęście? Jedyne co mogę powiedzieć to to, że przy Tobie kompletnie nic nie wiem...



- Gdzie właściwie jedziemy? Przecież miałam być tylko u Twoich rodziców? - pytam zaciekawiona krajobrazem zza okna. Tak rożnym od tego, który widuję na co dzień ze swojego okna. Krajobrazem pojezierzy, a konkretnie Pojezierzem Wielkopolskim. 

- Wiem, gdzie miałaś być, ale nie chciałem tam zostawać dłużej, bo chcę pobyć tylko z Tobą - nie spuszczasz wzroku z drogi, którą jedziemy. - A to gdzie jedziemy, to niespodzianka, więc spokojnie możesz teraz trochę się zdrzemnąć, bo jeszcze ze dwie godziny drogi przed nami - dopiero teraz zerkasz na mnie i uśmiechasz się. - Uśmiechniesz się chociaż?
- A mam po co?
- A po to, żeby zrobić mi przyjemność? - zerkasz ukradkiem na mnie, równocześnie patrząc na drogę. - To jak?
- Masz i się ciesz, bo na więcej się nie wysilę - wystawiam i język, by po chwili pokazać swoje uzębienie.
- A żebyś wiedziała, że się cieszę... Z tyłu masz koc, jeśli chcesz to na prawdę możesz się zdrzemnąć.



Zbyszek



Sekundy. Minuty. Kwadranse. Godziny. Doby. Dni. Tygodnie. Miesiące. Lata. 

Ile nam zostało? Ile czasu moje oczy mogą cieszyć się jeszcze Twoją obecnością przy mnie? Ile pozostało mi, biegnących w zawrotnym tempie, sekund - tych małych jednostek czasu, które razem tworzą ogrom? Ile minut mogę jeszcze wlepiać w Ciebie spojrzenie, marzące o Twoim widoku już każdego dnia? Ile kwadransów, nieubłaganie płynących, moje uszy będą wypełniać się Twoim aksamitnym głosem,  który mam ochotę nagrać i odtwarzać przez cały, nieustający w trwaniu, czas? Ile jeszcze godzin pozostało mojemu ciału, aby mogło poczuć obecność Twojego, leżącego tak blisko, że nie będzie już naszych osobnych myśli, lecz jedna całość? Ile jednostek czasu moja zbłąkana i zepsuta dusza jak i ciało będzie mogło leczyć się i powracać na tą dobrą drogę właśnie przy Tobie? Ile czasu nam pozostało, Kochanie? 


Zmieniam się. Czuję, że jeszcze nigdy nie byłem tak wielu rzeczy pewien, jak podczas tych kilkudziesięciu godzin spędzonych przy Tobie. Powoli zatracam się we własnych myślach i nie mam pojęcia, jak to będzie, gdy wyjadę. Jak będzie wtedy, gdy zostanę sam na osiem miesięcy, zajęty siatkówką, meczami, a wyjęty z normalnego życia. Tak usilnie próbuję wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało moje mieszkanie w Modenie, ale gdy tylko przymknę oczy, to nie widzę pustych, smutnych czterech kątów, ale roześmiane twarze małych dzieci radośnie szczebiocących nad wyraz słowo "tata", smukłą sylwetkę kobiety, trzymającej na rękach jeszcze jednego maluszka, który tak usilnie wyciąga ręce w czyimś kierunku.

Natychmiastowo otwieram oczy, uświadamiając sobie, co tak na prawdę sobie wyobraziłem.


Zatrzymuję się na stacji i odwracam wzrok na ciebie. Niewzruszona śpisz, lekko się uśmiechając, co i moje policzki wprawia w lekkie uniesienie. Pochylam się nad Tobą, składam bardzo delikatny pocałunek na Twoim czole, abyś się nie obudziła, wracam do poprzedniej pozycji robię coś czego nigdy bym się po sobie samym nie spodziewał. Szepczę ledwo słyszalne dal innych, a huczące w mojej głowie, kocham cię Skarbie, by od razy wysiąść z pojazdu i udać się po coś do jedzenia i picia. Czy zrobiłem to na prawdę? Czy jest możliwe to, że przyznałem się do jakiejś dziwnej relacji, panującej między nami? Czy odważę się kiedykolwiek, aby powiedzieć ci to prosto w twarz?



- Wstawaj śpiochu - muskam opuszkami palców Twój odsłonięty obojczyk, by zaraz zostawić na nim mokry ślad po ustach. - Gabrysia, bo Cię zaraz siłą zaciągnę do pobliskiego kibla - szepczę prosto do ucha i ukradkiem widzę, jak się uśmiechasz.

- Takich atrakcji to ja nie potrzebuję, ale za to czymś do jedzenia nie pogardzę.
- To ty sobie jedz, a ja dalej prowadzę - posyłam ci uśmiech, odpalam silnik i ruszam w dalszą drogę do celu. Do wymarzonego miejsca, stworzonego, by spędzać czas z wyjątkowymi osobami. Dla mnie jesteś nią ty...


Po niespełna godzinie, wjeżdżam na podjazd domku, zajmowanego niegdyś przez moich zmarłych dziadków. Parkuję przed drzwiami, wychodzę z auta, obchodzę go, by otworzyć ci drzwi. Nic nie mówisz, a jedynie rozglądasz się w około. Na Twojej twarzy pojawia się taki niepohamowany, szczery, delikatny uśmiech. Taki obrazujący bezgraniczną radość i ciepło, płynące równocześnie z wygiętych ust i iskrzących oczu. Oczu tak przepełnionych brązem i ognikami w środku, że aż emanującymi na zewnątrz i rozświetlającymi otoczenie swoim blaskiem. Tak magicznych i przyciągających wzrok oczu jeszcze nigdy nie widziałem u kobiety.



- Tu... To jest jakaś magia...

- To nie magia... To dopiero początek - odsłaniam Twój kark i szepczę we włosy.


Prowadzę cię do środka, pokazuje cały dom i zamykam cię, zgodnie z prośbą w łazience, abyś miała trochę czasu dla siebie. Sam wnoszę do wewnątrz nasze walizki oraz jedzenie, które dała nam mama. W domku powoli zaczyna robić się ciemno, więc rozstawiam wszędzie małe świeczki i zapalam jedną po drugiej. Czuję ich aromatyczny zapach. gaszę wszystkie światła i czekam już tylko na ciebie w blasku świec. chwilę później widzę już Twoją osobę odzianą tylko ręcznikiem, który ci zostawiłem. Zaniemówiłaś  Nawet nie próbujesz wydobyć z siebie słowa, aby mnie zawołać. Stoisz na środku małego salonu i wpatrujesz się we wszystko dookoła. Podchodzę i chowam całą Twą sylwetkę w swoich ramionach. Jesteś jak mała dziewczynka  którą trzeba prowadzić przez życie, bo inaczej się zagubi.



- Dziękuję...

- Podziękujesz później - słyszę Twój śmiech, gdy przekładam sobie twoje ciało jak worek na plecy i zmierzam z nim na górę. Kładę nasz ciała na dużym łóżku i zachłannie całuję każdy skrawek Twojego ciała. Tak aksamitna w dotyku skóra. Tak przyjemny owocowy zapach, uwalniany przy każdym moim dotyku. Tak rozbiegane spojrzenie, relacjonujące Twoją przyjemność. Tak przyjemny ból, który powodujesz wbijaniem paznokci w moje plecy. Tak przyjemnie przyspieszony Twój oddech, opływający moją szyję. Tak przyjemne chwile spędzone z Tobą...

~*~*~

Siemanko, zamiast Dzuzeppe witam was ja, Maniek! :*
Autorka tego bloga ma problemy z komputerem, więc ja jako wspaniałą koleżanka dodaję rozdział! :D Czasami ja sama czuje, że również jestem odpowiedzialna za te opowiadanie... może dziwnie to brzmi, ale tak jest :P Kiedy Dzuzeppe dodała Prolog i po jakimś czasie zobaczyłam dużą ilość komentarzy to na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszę się, że osiągneła tak wiele, że ma tylu czytalników i tyle komentarzy :)) Także, ja osobiście wam za to dziękuję, bo nie wiecie ile radości sprawia nam, autorką, taki jeden komentarz, jeden czytelnik, czy nawet jedno wejść na bloga. To naprawdę wiele dla nas i z całego serca Wam dziękuję ♥ 
Mam nadzieje, że Dzuzeppe nie będzie zła i podpisze się pod moimi słowami :* 
Pozdrawiam was cieplutko :*

Dodane później:
Dzisiaj dostałam smutne wiadomości :c
Dzuzeppe powiadomiłą mnie, że w najgorszym wypadku, przez miesiąc nie będzie jej na blogach :( Później, jeżeli wszystko będzie okej, rozdziały będą dodawane systematycznie :)
Pozdrawiam, Maniek.

16 sierpnia 2013

7. Dzień czwarty - Zarumienione policzki kobiety to najlepszy komplement dla mężczyzny.


Gabi


Czym są ludzkie uczucia? Wymysłem naszych głów? Potrzebą serca? Czymś, co sprawia, że zmieniamy się? Każdy ma inną, taką swoją definicję uczuć. Dla jednych jest to tylko biologiczne powiązanie z drugim człowiekiem. Dla innych pokrewność dwóch dusz. Jest też taka opinia, że uczuć nie ma. Że my sami je sobie zmyślamy pod wpływem reagowania naszego ciała na kogoś. Reagujemy różnie. Bojąc się, mamy dreszcze. Śmiejąc się, wydajemy dźwięki i w różny sposób nasze usta zmieniają kształt. Czując zdenerwowanie, pocimy się. A jak reagujemy na osobę, która nam się podoba?

Leżąc obok ciebie na łóżku, nie myślę o niczym innym, oprócz chęci przytulenia się do Twojego ciepłego ciała. Marzę o tym, żebyś nawet przez przypadek, położył swoją rękę na moim biodrze, abyś przyciągnął mnie do siebie i tak mocno zacisnął swe ramiona, żebym czuła się bezpieczna. Ale ty śpisz. Z lekkim uśmiecham na ustach. Kładę się twarzą do ciebie i od tak całuję czule. Nadal śpisz. Robię to następny raz. Właściwie to łamię swoje zasady, ale one przy Tobie nie mają już znaczenia. Powtarzam jeszcze raz pocałunek, ale tym razem również delikatnie gładzę Twój policzek, z lekkim kilkudniowym zarostem. 

- Takie pobudki to ja mogę mieć już zawsze - uśmiechasz się, otwierając oczy, a po chwili sam składasz pocałunek na moich ustach.
- To sobie znajdź dziewczynę - odwracam się plecami i udaję obrażoną, ale nie na długo, bo przytulasz się do moich pleców i nosem jeździsz po skórze, przebijając się przez włosy. Tak przyjemnie drażnisz oddechem kark. Tak przyjemnie całujesz moją wygiętą szyję. Jednym zdecydowanym ruchem odwracasz moje ciało do siebie i docierasz do ust. 
- Nie chcę dziewczyny... Wolę spędzić z Tobą kilka dni... - tylko te kilka dni...

Zapominam o naszym układzie, gdy tylko zjeżdżasz dłońmi na mój brzuch i zawisasz nade mną, by po chwili ruszyć w dół. Wtedy nie liczy się cała reszta spraw na głowie. Nie liczą się niezapłacone rachunki. Nie liczy się to, że muszę zebrać pieniądze na operację. Liczy się tylko to, że przez te krótkie chwile mogę być z Tobą...

- Cześć mamuś... Po co dzwonisz? - odbieram telefon.
- A to ja już nie mogę do swojej córki zadzwonić - wzdycha z żalem. - Dzwonie, bo się od tygodnia nie odzywałaś. Jak byłaś u nas w sobotę, to cię nie słyszałam. Co tam u ciebie słychać?
- Mamo... No jest dobrze - uśmiecham się, patrząc jak cała Twoja rodzina zasiada w ogrodzie przy grillu. - Jest nawet bardzo dobrze...

- Zakochałaś się... - nie wiem, czy stwierdza, czy pyta. Nie wiem co mam odpowiedzieć.
- Mamo, to wszystko jest za trudne... 

- Czy to z jego powodu się nie odzywałaś?
- Tak...
- To ja już swoje wiem... - zaśmiała się. - Powiedz chociaż jak ma na imię?
- Zbyszek...


O nic więcej już nie pytała. Dała mi spokój, a ja byłam bardzo jej wdzięczna, bo nie wiedziałabym, co mam jej powiedzieć. Zaczęła opowiadać o Michałku, a ja od razu przypominam sobie z jakiego powodu tu właśnie jestem. Od razu uśmiech z mojej twarzy znikł. Od razy zostałam sprowadzona na ziemię. To właśnie dla niego tu jestem. Jestem, żeby zarobić na jego operację.



- Gabi, chodź do nas... Gabi... - podchodzisz do mnie. - Co się stało? - otulasz mnie swoimi ramionami, stając za mną. 

- Nie tutaj i nie teraz. Nie myśl o mnie, a o swojej siostrze i jej szczęściu - uśmiecham się, a ty tak delikatnie muskasz moją szyję i odchodzisz do wielkiego drewnianego stołu.
- Gabrysiu, dziecko, chodź tu do nas - woła Twoja mama, a ja nie mam już wyboru. Podchodzę do was i siadam obok Ciebie. Przyciągasz mnie ramieniem do siebie, sprawiając, że jest mi ciepło. Wszyscy się śmieją rozmawiają zawzięcie podzieleni na dwie grupy. Kobiety i mężczyźni. Jedynie my siedzimy razem przytuleni, patrząc przed siebie. Jesteśmy inni? Na pewno... W końcu tylko my udajemy...



Zbyszek



Czy może być coś lepszego niż wolna niedziela spędzona z najbliższymi w radosnej po weselnej atmosferze? Czy można nie być szczęśliwym, gdy ma się obok siebie szczęśliwą, epatującą radością siostrę i jej małżonka, rozweselonych rodziców, którzy mają w głowie jeszcze procentu, a szczególnie ojciec, uśmiechających się cały czas dumnych ze ślubu wnuczki dziadków, dalszą najbliższą rodzinę pognębioną w rozmowie? Można, bo bez ciebie żaden moment nie będzie w pełni szczęśliwy, jeśli się nie uśmiechasz, nie włączasz się do rozmów, nie masz ogników w oczach. Nie jesteś sobą, prawda?



Powoli całe towarzystwo się wykrusza. Zostaliśmy tylko my i Kasia z Łukaszem, migdalących się na huśtawce. Ogień w rozpalonym ognisku, prawie już całkowicie wygasł. Widać jedynie tlące się pojedyncze płonienie. Po chwili również i młodzi państwo Zielińscy zebrali się do domu. Przykryci kocem siedzimy wpatrzeni w niebo. Rozchmurzone, rozświetlone milionem gwiazd, oblegane spojrzeniami z każdego zakątka świata, oświetlane przez Księżyc w nocy i Słońce za dnia. Niebo spadających gwiazd.



- Patrz, spadająca gwiazda - wskazuję na białe światełko, które po chwili znika. - Pomyślałaś życzenie? - przytulam cię mocniej, otulając kocem.

- A pomyślałam... 
- Wiesz, że jeśli dwie osoby pomyślą w tym samym momencie to samo, to w przyszłości ich życzenie się spełni? - podnoszę Twój podbródek i wpatruję się w Twoje oczy.
- To życzmy takim osobom szczęścia, bo w zasadzie to chyba coś takiego się nie zdarza... - odwracasz wzrok. - Powiedz mi. O co tak właściwie chodzi w tym sporze między Tobą a Michałem? - zręcznie zmieniasz temat. Dla ciebie wygodny, dla mnie cholernie trudny.
- Skąd wiesz?
- Może i pracuje w zawodzie, w jakim pracuje, ale nie oznacza to, że jestem pustą, zapatrzaną tylko w siebie lalą, która nie widzi nic poza sobą... Chodziłam na wasze mecze na Podpromiu... Po za tym czytam gazety i przeglądam Internet. Więc słucham, o co tak na prawdę chodzi? - zatapiasz swoje spojrzenie głęboko w moich oczach tak, że wolę odwrócić wzrok, żeby zacząć o tym mówić.
- To historia związana jeszcze z Aśką i moją grą w Jastrzębskim... Wiesz, jak byliśmy razem, to ona robiła wszystko, żeby odciągnąć mnie od znajomych. Zawsze zmuszała mnie, żebym nie wychodził z Miśkiem czy innymi zawodnikami. Zawsze ważniejsi byli jej znajomi. Kiedyś Michał powiedział mi to w twarz, a ja ślepo w niej zakochany, dałem mu w mordę i tak się to wszystko zaczęło... Przestaliśmy się kontaktować, w reprezentanci cały czas iskrzyło. Każdy to widział, ale każdy bał się też powiedzieć mi to, jak na prawdę to wygląda. Tylko on się odważył i oberwał za to, że chciał dobrze...
- I Przez głupią babę pozwoliłeś, żeby Twoja przyjaźń z Kubiakiem się rozpadła? - wzruszam ramionami, ale to prawda. - Jesteś pierdolniętym dupkiem Bartman... Zapamiętaj sobie jedno. Jeśli ktoś kocha Cię na prawdę, to nie obchodzi go to, jakich masz znajomych, czym się zajmujesz, jakie masz pasje... Liczy się dla niego tylko to, że cię kocha... - wyliczasz, a ja kompletnie się rozsypuje, bo dla mnie nie liczy się otoczka, w której żyjesz, a Ty sama... - Musisz to jakoś z nim załatwić. Skoro już nie jesteś z Joanną, to czas na podanie ręki i przeproszenie Michała, nie sądzisz?
- Wiesz, że to jest prawie niemożliwe?
- Wiesz, że kiedyś powiedziałeś, że ty możesz wszystko? No, panie Bartman, spinaj pan tyłek i staraj się naprawić to, co żeś pan spierdolił, że się tak niegrzecznie wyrażę - uśmiechasz się.


Wiem, że on nie chce mnie znać. Wiem, że najchętniej to oddałby mi z jeszcze większą siłą, z jaką ja mu przywaliłem. Wiem, że to nie będzie łatwe. Wiem, że nie pójdzie jak pomaśle, tak jak wszystko inne. Wiem, że mnie nienawidzi. Wiem również to, że nie mogę teraz odpuścić. Wiem, że nie mogę skreślić tyle lat naszej znajomości. Wiem to wszystko dzięki Tobie.



- Masz ochotę na spacer?

- Teraz? Przecież jest już grubo po północy, z resztą oboje nie jesteśmy trzeźwi.
- Ale za to rozmawiamy tak, jakbyśmy od lat wódki nie tknęli... To jak?
- To prowadź - znowu się uśmiechasz. Tak słodko, niewinnie, nieśmiało. 


Spacerujemy ulicami Warszawy, która nocą wygląda zdecydowanie korzystniej niż za dnia. Nie widać wszędobylskich maszyn remontowych, ogrodzeń placów budowy, zakazów normalnego poruszania się. Widać tylko oświetlone budynki z Pałacem Kultury i Nauki i Stadionem Narodowym w tle. Nie zobaczymy zaśmieconych trawników, rzeki. Zobaczymy prawdziwe piękno i magię tego miasta. Siedzimy nad brzegiem Wisły i wpatrujemy się na luminację biało czerwonych kolorów na głównej arenie ME w Polsce. Nie wiem dlaczego, ale panująca między nami cisza, wcale mnie nie krępuje, a cieszy. Nie stresuję się swoim zachowaniem, nie interesuje mnie to, co myślą inni. Interesuje mnie tylko ta druga osoba, siedząca obok.



- Powiedź mi, dlaczego wybrałeś akurat mnie? - przerywasz ciszę, ale nie spoglądasz nawet w moją stronę. 

- W zasadzie to ja sam tego nie wiem... - wzdycham. - Po prostu wydałaś mi się najodpowiedniejszą osobą do tego, żebym mógł cie tu zaprosić. Podświadomie czułem, że sprawisz, że każdy nam uwierzy, że nikt nie będzie nic podejrzewać... Z resztą czułem, że jesteś wyjątkową dziewczyną - uśmiecham się. 


Co z tego, że jest ciemno, jak w niecenzurowanym miejscu u murzyna. Co z tego, że siedzimy na odludziu i w okolicy nie ma żadnej latarni. Co z tego, że nie powinno interesować mnie to, jak reagujesz na mnie. Co ma mnie obchodzić całe to pieprzone życie, skoro rumienisz się na moje słowa? Rumienisz się i delikatnie uśmiechasz, co dostrzegam odsłaniając Twoją twarz z włosów, opadających na oczy. Dostrzegam ten błysk w oku, gdy przybliżam twarz do Twojej. Dostrzegam mimowolne przybliżanie się do mnie. Czuję nieskazitelny dotyk Twoich dłoni na moich policzkach. Widzę Twoje rozweselone, ale i wystraszone spojrzenie.



- Proszę cie, odepchnij mnie teraz od siebie, bo jeśli tego nie zrobisz, to ja się nie powstrzymam, nie dam rady temu zaprzestać...

- Ale ja tego chcę Gabrysiu...


~*~*~

To cześć ;)
Może na początku podziękuję za nominacje mojego bloga do konkursu na  Kibicowelove  . Jeśli macie ochotę, to zagłosujcie ;)
A teraz o tym na górze. Zbyś tak się nieporadnie przyznał na końcu, że Gabi mu się podoba i nie chcę, żeby to był czysty układ, więc jak myślicie, będzie dobrze, czy skończy się to smutnie? No i pozostały już tylko 3 dni i dodatkowo ze 2-3 rozdziały. Krótko, ale za to jest już pomysł na coś nowego ;)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe ;*

9 sierpnia 2013

6. Dzień trzeci - Powinnaś, powinnaś... W końcu jesteś jakby już w rodzinie.




Zbyszek



Śpisz i nie masz świadomości tego, co czuje. Nie wiesz jak bardzo jednocześnie żałuję oraz cieszę się z tego, że zaproponowałem ten głupi układ. Żałuję, że proponując ci to, jednocześnie skreśliłem nasze być może przyszłościowe normalne relacje, jako mężczyzna i kobieta. Cieszę się, że przez ten tydzień mogę być blisko ciebie, że mogę cię dotykać, całować, kochać się z Tobą, że mogę mówić na ciebie "moja dziewczyna".  Że mogę Cię poznać i zacząć darzyć cię czymś więcej... Chciałbym umieć cofnąć czas...



Ale co mi zostanie po moich uczuciach, jeśli ty nic do mnie nie czujesz. Jedyne relacje jakie nas łączą, to wspólne kłamstwa i łóżko. Ty okłamujesz rodzinę, nie mówiąc im prawdy, co do Twojej pracy. Ja okłamuję wszystkich, że mam dziewczynę, że jesteś nią ty. Kłamstwo ma krótkie nogi, powiadają, ale chyba nie w naszym przypadku. Jesteśmy mistrzami w udawaniu, że wszystko jest jak najlepiej, że nasze uczucie jest prawdziwe.



- Cześć śpiochu - cmokam cię zaspaną lekko w policzek. - Jak się spało?

- Bardzo przyjemnie - uśmiechasz się. - Dziękuję...
- Za co?
- Za noc... - przybliżasz się delikatnie i składasz nieśmiały pocałunek na moich wargach. Tak subtelnie Twoje usta prześlizgują się po mich, pobudzając je do przejęcia inicjatywy. Przekręcam nas tak, że wiszę nad Tobą i dalej się całujemy. Twoje wargi spakują malinami. Są takie miękkie, delikatne, jędrne...
- Zbyszek weź że się pospiesz, bo zdjęcia... - do pokoju wpada Kaśka w samej bieliźnie, a ja odskakuję od ciebie.
- A pukać to cię mama nie nauczyła? - prycham w jej stronę ze złością.
- A skąd niby miałam wiedzieć, że się tak zabawiacie? - wystawiła mi język. - Gabryśka wstawaj, zabieram Cię do mojego pokoju i będziemy się na bóstwo robić - uśmiecha się przyjaźnie, siadając na naszym łóżku.
- Bardzo chętnie, tylko wiesz... Ja nie za bardzo ubrana jestem, więc dasz mi 15 min - czerwienisz się. Nie patrzysz prosto na moją siostrę, ale ukradkiem zerkasz na mnie, opierającego się o szafę w samych bokserkach. 
- Jasne - podnosi się. - To wy sobie tu moje gołąbeczki jeszcze chwilę pogruchajcie, a ja spadam. Tylko żeby dzieci z tego jeszcze nie było, bo ja muszę się ich najpierw dorobić -Śmieje się, ale jednocześnie robi unik przed moim klapkiem. - Ja i tak już swoje wiem, dzieciaczki - trzaska drzwiami, a my zostajemy sami.


Przez chwilę nie odzywamy się. Po prostu patrzymy sobie prosto w oczy i uśmiechamy się przy tym. Jest tak dobrze i mogło by tak już zostać, ale to nie jest możliwe. Już w środę zobaczymy się po raz ostatni. Ostatni raz cię przytulę. Ostatni raz cię pocałuję, Ostatni raz cię obejmę. Ostatni raz spędzę z Tobą noc. To wtedy właśnie będzie nasz ostatni już raz...



- Gabi wpuść mnie już, bo mi krawat musisz pomóc zawiązać - stoję przed łazienką i łaskawie czekam jak otworzysz drzwi. - Gabryśka no!

- Już, właź - stoisz w samej bieliźnie przy lustrze. - No co się tak gapisz? Podejdź do mnie.
- Wiesz, chyba wolałbym zostać - szepczę w Twoje włosy, gdy jestem już blisko, a moje ręce samoistnie zjeżdżają na Twoje pośladki. - Jesteś taka przyjemna Gabrysiu... - delikatnie muskam skórę Twojej szyi.
- Zbyszek przestań... - odsuwasz się.- Idź już, bo się na te zdjęcie spóźnicie i Kasia cię zabije - wypychasz mnie na korytarz i zamykasz drzwi.
- Policzymy się jeszcze później, kochanie - krzyczę radośnie i schodzę na dół.



Od powrotu do domu Kasia zdążyła już chyba kilometr przejść. Biega miedzy kuchnią, łazienką, salonem, a swoim pokojem w kółko, a Asia i Ty za nią. Jesteś taka zaganiana, że nawet mnie nie zauważasz. Sukienka leży na Tobie idealnie.  Idę do kuchni po sok dla siostry, bo w biegu mnie o to prosiła. W między czasie mama każe mi jeszcze zawołać dziewczyny na dół. Zanoszę go na górę i widzę was trzy. Uśmiechnięte, roześmiane, trzymające zdjęcia w dłoniach. Zostawiam picie i przez chwile przeglądam fotografie. Następnie wszyscy schodzimy na dół. Wszystkie trzy macie bose stopy.



- Gabrysiu wyglądasz przepięknie - podchodzi do ciebie moja mama. - Wy też dziewczynki, ale już was obie widziałam i wychwaliłam, a ciebie jeszcze nie - uśmiecha się radośnie. - Tylko tak tu czegoś brakuje - wskazuje na Twoją szyję i dekolt. - Zbyszku załóż jej to - podaje mi kolię.

- Ale ja nie powinnam...
- Powinnaś, powinnaś... W końcu jesteś jakby już w rodzinie - puszcza mi oczko, a ja uśmiecham, się krzywo.


Zapinam ci ją na szyi przy okazji muskając ją delikatnie ustami. Nie protestujesz, a wręcz przeciwnie odchylasz głowę. Na nic więcej nie możemy sobie pozwolić, bo już po chwili dom pęka w szwach i zaczyna się ta cała tradycja ślubna. Przyjazd Pana Młodego i mnie jako świadka, błogosławieństwo, bramki, organizowane przez niektórych sąsiadów. Na szczęście możesz jechać z nami, więc jestem spokojny. Siedząc obok ciebie, jedną ręką obejmuje cię, a drugą gładzę odkryte kolano. Śmiejemy się, żartujemy wygłupiamy, ale poważniejemy tuż przed Kościołem. Oddaję cię w ręce narzeczonego Asi, a sam ustawiam się z nią za Parą Młodą.




Gabrysia



Życie to sen... Dla mnie to wszystko wokoło to jedno wielkie marzenie z dzieciństwa, które się spełnia. Marzyłam o przystojnym mężczyźnie u boku, zakochanym we mnie ze wzajemnością, wielkiej rodzinie, która zawsze zrobi dla mnie wszystko, znajomych, którzy poszliby za mną w ogień. Marzenia są podobno do spełnienia, ale moje spełniają się tylko namiastkowo, bo przecież już w środę zobaczymy się ostatni raz. Spędzimy razem ostatnie chwile. Ostatni raz się pocałujemy. Ostatni raz spędzimy razem noc. To będzie nasz ostatni już raz. Na zawsze...



Stoisz ubrany w uroczysty i szykowny garnitur za swoim przyszłym szwagrem. Wyglądasz jak jeden z bohaterów moich snów. Snów o ślubie. Wyglądasz jak mój wyśniony mąż. W zasadzie to nie słyszę co mówi ksiądz, co się dzieje wokół. Wszystko przelatuje obok mnie. Przypominam sobie te sny z dzieciństwa. Widok dwójki szczęśliwych ludzi, obejmujących się na ogrodowej huśtawce i trójkę dzieci, biegających za psem. Prawdziwy raj... Nawet nie wiem kiedy, ale znajduję się z powrotem w limuzynie, a ty siedzisz obok i śmiejesz się z siostry, że już wzięła pod pantofel Łukasza.



- Jeszcze zobaczysz, jak to będzie, jak ty z Gabrysię się ożenisz - wytyka Ci właśnie Pan Młody. - Wtedy sobie porozmawiamy, kto tu pantoflarzem jest - wybuchamy śmiechem.

- Mi tam się nie spieszy, żeby dać się zaobrączkować - powinnam udawać smutną, ale nie udaję. Naprawdę mi smutno. Spuszczam wzrok i zaczynam bawić się swoją bransoletką. - Ej Kotek, ale ja nie powiedziałem, że nigdy nie chcę być mężem - muskasz delikatnie moje usta, ale ja zdaję sobie sprawę, że to tylko puste słowa.
- Gorzko, gorzko!!!


Przyjęcie to jedna wielka radość, tańce, zabawy i przepyszne jedzenie. Jednak nie wszystko co dobre, człowiek powinien wpychać w siebie tonami. Wiem, że tradycja musi mieć swoje miejsce  ale czuję się dziwnie, jak musisz pocałować "starszą", a potem ona ciebie. Nie wiem o co chodzi, ale mam przeczucia, że nie wróży to nic dobrego. Kiedy tańczysz z własną mamą, ja wymykam się do toalety, żeby poprawić makijaż, bo cały ze mnie spłynął. Wychodzę z pomieszczenia i nie idę na salę, lecz wychodzę na zewnątrz i siadam na ławce przed budynkiem.



- Tato, dlaczego umarłeś? - szepczę, ale słyszę tylko głuchą ciszę i muzykę. - Tak bardzo mi ciebie brakuje... 

- A co taka ślicznotka robi tu sama? Czyżby Pan Bartman się zabawił i zostawił? - słyszę drwiący śmiech jakiegoś mężczyzny. Nie jest tak wysoki jak ty, może jest taki jak ja. Mocno się chwieje, ale idzie w moim kierunku i siada obok. - Może potrzebujesz pocieszyciela, co? Pokaże ci, co to jest prawdziwy seks, a nie tak jak Bartman, który działa tylko tym swoim ptaszkiem... - znowu się śmieje, kładąc rękę na moim kolanie. Od razu ją strącam. - O jaka cnotka się znalazła... - łapie moje nadgarstki i zaczyna nachalnie się przysuwać.
- Puść mnie!!!
- Teraz ci pokaże, kto tu jest prawdziwym mężczyzną... - nie kończy, bo odrywasz go ode mnie i uderzasz pięścią w twarz, a on pada na ziemię.
- Zrobił ci coś? - kręcę głową, a ty bierzesz nie na ręce i niesiesz na parking, gdzie stoi Twój samochód. Otwierasz drzwi i sadzasz mnie z tyłu. Kucasz przede mną i wpatrujesz się we mnie. Nie potrafię określić tego, w jaki sposób, ale chyba się o mnie bałeś? - Chcesz wracać?
- Nie chcę psuć tej nocy. Zostanę...
- Na pewno? - kiwam twierdząco głową. - Znasz go? - pytasz w drodze do budynku. Nie wiem... 
- Nie... Ale nie widziałam go na sali.
- I nigdy nie zobaczysz obiecuję - chwytasz moją twarz w swoje dłonie i składasz delikatny pocałunek na moich wargach. Oplatam cię w pasie swoimi ramionami i nie pozwalam ci, żebyś przerwał. Tak bardzo pragnę, by tak właśnie wyglądało moje życie. 


Potem nie pamiętam już o tamtym facecie, bo cały czas jesteś obok i nie liczą się dla ciebie prośby o taniec czy o "odbijanego". Przytulasz mnie do swojego dużego i ciepłego torsu, a ja czuję się jak mała, zagubiona dziewczynka, która znalazła swojego wybawiciela od zła. Co raz to kołyszemy się do wolnych ballad, albo bawimy się razem z innymi. Wirujemy w tańcu lub przytulamy się do siebie. To wszystko wygląda jak mój sen... Sen z Tobą w roli głównej...



- Mogę liczyć na taniec z piękną kobietą o wschodzie słońca? - pytasz oplatając mnie swoimi ramionami.

- Tutaj? W altance? Przecież tu nie ma muzyki. 
- Chwileczka - wyjmujesz telefon i po chwili słyszę głos Emeli Sandé. - To jak? Mogę?


Przyciągasz mnie do siebie, a ja wtulam się w Twój tors. Jest mi tak przyjemnie ciepło. Nie tylko fizycznie, ale tak w środku. Tak w okolicach serca. Oddaję ci się cała. W tym momencie nie liczą się ludzie. Nie liczą się ich gadki. Nie liczy się to, że oboje tylko kłamiemy i nic między nami nie będzie prawdziwe. Nie liczy się nic, bo pierwszy raz czuję coś takiego. Czuję to, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Czuje, że przestajesz być tylko klientem... Czuję, że wczorajsze słowa nie padły od tak... Kocham Cię Zbyszku... Przynajmniej ja kocham...



~*~*~ 
No i główny punkt tego opowiadanie jakby już za nami ;) Ale na pewno to jeszcze nie koniec, bo zostały 4 dni i tak 3 rozdziałów potem ;)
Miał być jakieś trzy godziny temu, ale mnie burza zastała i nie zdążyłam.
A tak w ogóle to ja uwielbiam burze :D Od razu przypomina mi się to :p Znacie?
Dobra już nie zanudzam, ale zapraszam jutro na Przeszłość, na nowy.
To życzę wam trochę odpoczynku od tych upałów, ale i słońca, bo przecież trzeba się nim nacieszyć ;p
Do następnego,
Dzuzeppe ;*

Dopisane później:
Zapraszam do głosowania na Kibicowelove na Najlepszy blog 2013 roku.Jeśli macie taką ochotę to głosujcie na mnie ;)
I jeszcze później:
Jako że razem z Maniek zadziałały na nas ogórki stworzyłyśmy coś nowego ;) 
Zapraszam na Skąpani w świecie samotności, odnajdujemy się w ciemności  :D

1 sierpnia 2013

5. Dzień drugi - Nie musisz tego robić... Nie jestem wymagającą dziwką...


Zbyszek



Dziś piątek... Tydzień temu odpadliśmy z LŚ i to nie przez nadzwyczajną grę przeciwników, lecz przez własną niemoc. W sobotę walczyliśmy dla kibiców, honoru, ale i tak polegliśmy  znowu przez przestoje, niemoc. Najgorsza była podróż do domu. Ta całkowita cisza w samolocie, każdy ze słuchawkami w uszach, u każdego grobowa mina. Nie mogłem nawet z Michałem pogadać, bo w gruncie rzeczy nic się między nami nie zmieniło. Jedno wielkie gówno...



Mama zrobiła prezent Kasi i wykupiła cały dzień w spa, więc od rana ich nie ma. Ciebie również zabrały ze sobą, bo przecież "należysz już do rodziny" oraz "a co ty byś tu z tymi chłopami robiła?".  Nie miałaś za bardzo wyjścia, więc zgodziłaś się i teraz nie ma cię ze mną. Sam siedzę w ogrodzie na ławce przy stole i popijam piwo. Takie ciche i spokojne popołudnie bez telefonu, Internetu, telewizji. Taki czas na przemyślenia. 



Tylko o czym mogę myśleć... O tym, że stajesz mi się coraz bliższa? Że nie chciałem Cię w nocy wykorzystać, bo nie chcę robić tego z Tobą w ten sposób? Albo może o tym, dlaczego nie zaprosiłem Cię tutaj bez żadnych układów, zobowiązań, bez tej naszej głupiej umowy, że ci za to zapłacę? O tym, że nie chcę być Twoim klientem, lecz kimś, kto znaczy wiele, kto jest zawsze, na dobre i złe? Kimś, kogo byś pokochała...


- Zbyszek, wołam Cię i wołam... Synku co się dzieje? - siada obok mnie , kładąc rękę na moim ramieniu.
- Spieprzyłem wszystko, tato... Zrobiłem coś, przez co nie mogę być szczęśliwy... 
- Zdradziłeś Gabrysie? - pyta spokojnie, ale w jego oczach widzę, że się w nim gotuje. - Nie tak cię z matką wychowywaliśmy...
- Nie!!! Po prostu my... Tato, to wszystko nie jest tak, jak wygląda... Proszę nie pytaj, bo sam już nic nie wiem...
- No dobrze... To zbieraj się już. Mama dzwoniła, że mamy jechać na salę i ją ustroić, znaczy się kwiatki jakieś i takie duperele - śmiejemy się, bo doskonale wiemy, co się tam tak na prawdę dzieje.
- Czyli, że mamy jechać tam, gdzie plotka plotkę pogania?
- Jakbyś mi to z ust wyjął synu - klepie mnie po plecach. - Gabrysia już tam jest...


Pół godziny później byliśmy już na miejscu. Mały hotel na obrzeżach miasta z wielkim ogrodem, którego każdy pozazdrości. Bajkowe miejsce. Wchodzimy do środka i od razu słyszymy śmiech ludzi. Słyszę i ciebie, jak żartujesz z Kasią. Po chwili również Was widzę. Obie układacie kwiaty w wazonach, które mają stać na stołach. Siostra zauważa mnie od razu i przestaje się śmiać. Ty siedzisz tyłem. Podchodzę do Was i delikatnie całuję cię w czubek głowy. Nieruchomiejesz.



- Hej dziewczyny - uśmiecham się.

- Cześć braciszku - siostra daje mi buziaka w policzek. - To ja już wam nie zabieram czasu. Idźcie się sobą nacieszyć do ogrodu - mówi i odchodzi kawałek, by odwrócić się i dodać - No szybciutko, tam Wam nikt przeszkadzał nie będzie - puszcza do nas oko i odchodzi.  
- To co idziemy - wystawiam dłoń w Twoim kierunku.
- Idziemy - chwytasz mnie i wychodzimy tylnym wyjściem.


Nie trzymam Cię za rękę tylko na pokaz. Nie puściłem jej, gdy tylko wyszliśmy z budynku. Nie puściłem jej w drodze do małej altanki. Trzymałem ją do momentu, aż sama chciałaś oddalić się na kilka kroków. Wchodzimy do środka. Powoli zaczyna się ściemniać. Słońce chowa się za horyzont. Podchodzisz do barierki i wpatrujesz się w nie. Wyglądasz jak anioł. Wiatr delikatnie kołysze Twoimi włosami. 



- Mogłabyś spokojnie zostać modelką - wzdycham, patrząc na Twoje ciało. - Chodź do mnie.

- Po co? Przecież już szopka skończona... przynajmniej na dzisiaj... 
- To nie jest szopka... - szepczę, ale nie słyszysz. 
- Zbyszku, Gabrysiu!!! - kto ma najlepsze wyczucie czasu, no oczywiście, że moja mama. - My już jedziemy. Wracacie z nami?
- Nie - mówię pewnie. - Wrócimy na pieszo, bo chcę pokazać Gabrysi trochę Warszawy - uśmiecham się do niej, a już po chwili znika za drzwiami. - Zapraszam na spacer...






Gabrysia



Czy czujesz to co ja? Czy masz ochotę mnie teraz chwycić za rękę, gdyż co chwilę nasze palce się stykają? Czy chcesz teraz zrobić to ca ja, czyli tak po prostu się do ciebie przytulić? Czy chciałbyś wbić się delikatnie w moje usta? Czy chciałbyś, aby ten pocałunek przerodził się w walkę naszych języków? Czy chciałbyś, tak jak ja, być teraz w zupełnie innym miejscu, ale ze mną? Czy chciałbyś czuć do mnie to, co ja powoli zaczynam czuć do ciebie?



- O czym tak myślisz? - odzywasz się pierwszy raz od początku naszego spaceru.

- Tak sobie myślę o tym, dlaczego się właściwie zgodziłam... o Tobie... - odpowiadam bez zastanowienia.
- I do jakich doszłaś wniosków? - pytasz, a twoje usta i oczy się śmieją.
- Że robię to dla Michał, mojego brata... - z niewiadomych przyczyn rozklejam się przy Tobie. Mówię o tym wszystkim od początku, nie omijam żadnego szczegółu. Mówię o śmierci taty, o załamaniu się mamy, o chorobie brata, o braku pieniędzy na jego leczenie. Mówię o tym dlaczego zaczęłam pracować w klubie. Nie wstydzę się niczego, a przecież powinna, prawda? - Zbyszek, ja muszę to robić, bo inaczej on umrze, a tego moja matka nie przeżyje... Zgodziłam się, bo potrzebuję pieniędzy... 


Czy właśnie próbuję okłamać samą siebie? Czy na siłę chce wybić z głowy te myśli o tym, że chcę tu być dla Ciebie i z Tobą? Czy teraz, gdy spotkałam wreszcie kogoś, kto traktuje mnie inaczej, gdy spotkałam ciebie, musisz wiedzieć o tym, co chciałabym ukryć, wymazać z życiorysu? Dlaczego pojawiłeś się akurat teraz, a nie te kilka lat temu? Dlaczego w ogóle sprawiłeś, że pierwszy raz od bardzo dawna czuję się szczęśliwa, że czuję się kobietą? Dlaczego miotasz mi w głowie? I to jeszcze robisz to w kilka dni...



- Jesteśmy na miejscu - mówisz, gdy wchodzimy na podwórko. - Mam nadzieję, że cię nie zanudziłem - śmiejesz się, gdy stoimy na schodach przed drzwiami.

- Nie, nie zanudziłeś mnie - również pokazuję ci swój uśmiech.
- Lubię to - wzdychasz, wpatrując się we mnie.
- Ale co? - śmieję się. 
- Właśnie to... Lubię, jak się śmiejesz... - spuszczam wzrok, i czuję, że ma moje policzki wlewa się rumieniec. - To też lubię, bo wiem, jest to spowodowane moją osobą... W ogóle zaczynam Cię coraz bardziej lubić - przybliżasz się i dłonią delikatnie podnosisz mój podbródek  zmuszając do patrzenia w te Twoje zielone tęczówki.


Przysuwasz się. Jesteś milimetry ode mnie, na wyciągnięcie ręki, tak blisko, że czuję Twój ciepły oddech na ustach. Znowu się przysuwasz. Przylegasz do mnie, a ja do ściany. Patrzysz prosto w moje oczy i zbliżasz usta do moich. Przymykam oczy. Jedną ręką gładzisz moje plecy, a drugą wplątujesz we włosy. Wreszcie czuję jak delikatnie przysysasz się do mnie, jak Twoje usta napierają na moje, jak nasze języki zaczynają grę. Trwa to może kilka sekund, ale zapamiętam to na zawsze.



- Chodź do ogrodu, co? Tam możemy pobyć sami, a w domu każdy się gdzieś kręci - chwytasz moją dłoń i prowadzisz za dom. Siadasz na ławce. - No chodź tutaj - klepiesz miejsce obok siebie.

- Też chciałabym mieć taki ogród...
- Zobaczysz jeszcze będziemy taki mieć... będziesz mieć... - od razu się poprawiasz. - Ty cała drżysz - mówisz po chwili ciszy. - Wstawaj idziemy do domu.


Od razu ciągniesz mnie na górę. Każesz wziąć ciepły prysznic i wyjść, gdy pozwolisz. Podoba mi się to, bo ciepła woda zawsze mnie uspokaja. Nie spieszę się z niczym. Słysze tylko szum wody, bo cały dom już śpi. Przebieram się i wychodzę. Wszędzie ciemno, a jedynie schody na samo poddasze, gdzie jest Twój pokój, są oświetlone. Nie myśląc o niczym, idę tam. Przed drzwiami znajduję jedną herbacianą różę i kilka małych świeczek. Pięknie pachnie. Wchodzę do środka i widzę jeszcze więcej małych nastrojowych lampek.



- Podoba się? - zachodzisz mnie od tyłu i całujesz w kark, odsuwając na bok jeszcze wilgotne włosy. - Mam nadzieję, że choć na chwilę poczujesz się, jak moja prawdziwa dziewczyna...

- Nie musisz tego robić... Nie jestem wymagającą dziwką...
- Przestań... - odwracasz mnie w swoją stronę i patrzysz głęboko w oczy. -  Nie jesteś nią z własnej woli na pewno, więc zamknij się już i pozwól, że zajmę się teraz Twoim ciałem...


Popychasz mnie w stronę łóżka, zdejmując w mgnieniu oka moją koszulę nocną oraz ściągając swoją koszulkę. Delikatnie kładziesz nas oboje w pościeli. Obcałowujesz każdy skrawek mojego ciała. Czuję Twoje ciepłe i miękkie usta wszędzie. Na szyi, piersiach, brzuchu, udach, twarzy, ustach, a nawet tam, gdy sprawiasz mi ogromną przyjemność. Nie spieszysz się, nie narzucasz swoich żądzy. Delektujesz się moją przyjemnością. Delektujesz się mną...


Czuję, jak subtelnie, ale i zdecydowanie poruszasz się we mnie, wypełniając po ostatni centymetr. Mam zamknięte oczy, a mogę przysiąc, że się uśmiechasz patrząc na moje rozszerzone usta i roznegliżowane ciało. Czuję Twoje usta na swoich, ręce zaciskające się na prześcieradle obok mojej głowy, klatkę piersiową przylegającą równomiernie do mojej, ciepły oddech na twarzy... Czuję całego ciebie, jak wprowadzasz mnie na wyżyny rozkoszy...


- Kocham cię Zbyszku... - szepcę prawie niesłyszalnie w zagłębienie Twojej szyi, gdy zmęczony, równie co ja, przygniatasz mnie swoim ciałem, a mi wcale to nie przeszkadza...


~*~*~ 
Wiedziałyście, że nie umiem pisać scen +18? Nie? To już wiecie...
No to się stało. Powoli przyznali się, że nie są sobie wzajemnie obojętni ;)
To dopiero drugi dzień!!! Pasowałoby coś popsuć, prawda? :P
No i jeszcze taka mała prośba. Każda z Was kiedyś zaczynała. Ja też, więc wiem, jak to jest na początku. Jest pewna osoba, której trochę pomagam i mam do Was prośbę, jeśli macie czas i ochotę to zajrzyjcie na "Zdjęcie jest odzwierciedleniem ludzkiej osobowości" 
A no i znowu prawie bym zapomniała. Jeśli macie jakieś pytania, to śmiało zapraszam na mój Ask  ;)
Całuję, ściskam, pozdrawiam,
Dzuzeppe :*