26 lipca 2013

4. Dzień pierwszy - "Z resztą ty nie pasujesz do takich rzeczy..."


Zbyszek


Czwartek... Zdawało by się, że następny okropny, znienawidzony przeze mnie dzień, a jednak jest inaczej. Wszystko jest inaczej, niż jeszcze tydzień temu. Jest zgoła inaczej niż wczoraj. Wczoraj chodziłem zdołowany, skacowany, a dziś jestem tylko zmęczony i nie jest to spowodowane mocnym treningiem, ale wspólną nocą, spędzoną właśnie z Tobą. Z tą, która upierała się, że się nie znamy. Już się znamy Gabrielo. Można by powiedzieć, że od wewnątrz wspaniale, że znamy się dogłębnie, ale nic o Tobie nadal nie wiem...



Śpisz... Tak słodko się uśmiechając. Śpisz naga przede mną i nie zdajesz sobie sprawy, że kołdra co chwilę samoistnie zsuwa się z Twojego ciała, które odkrywa się przed moim wzrokiem. Dopiero teraz widzę, że masz pieprzyk na obojczyku. Widzę również to, że Twoja sylwetka jest idealna. Widzę, że śniąc, odrywasz się od rzeczywistości, bo uśmiech już od parunastu minut nie schodzi Ci z twarzy. Przeciągasz się, a kołdra coraz bardziej się zsuwa.



- Witam śpiącą królewnę - mówię, delikatnie głaszcząc Twój policzek.

- Cześć... Długo nie śpisz i mi się przyglądasz? - zauważasz swoją nagość i gwałtownie naciągasz na siebie pościel.
- Nie masz się czego wstydzić - kwituję Twoje zachowanie śmiechem. - Chwilę, a właściwie to będzie już z godzina - uśmiecham się, ale ty tylko chowasz głowę pod poduszkę. - Co jest?
- Kompromituję się przed Tobą.
- Wcale nie... 
- Nie kłam, proszę...  A z resztą, to chyba muszę wstawać, a no i ty chyba musisz się zbierać, już nie?
- A nie muszę... Właściwie to dziś zabieram Cię na zakupy - mówię, gdy stoisz owinięta w pościel na środku sypialni, a ja leżę w łóżku. Patrzysz dziwnie na mnie, więc kontynuuję. - No muszę sobie garnitur kupić, a i dla ciebie jakąś nową sukienkę. Przecież w końcu jestem Twoim klientem, więc chcę, żebyś ładnie wyglądała...
- Zapamiętaj sobie, że tylko klientem... - mówisz i wychodzisz.


Chciałbym to zmienić Gabrielo... Tak bardzo chciałbym cofnąć tych parę wypowiedzianych słów, po których stajesz się smutna, ale nie mogę. Mogę jedynie sprawić, żeby ten tydzień był niezapomniany, a może wtedy będę wiedział, co dalej mam zrobić z własnym życiem. Może wtedy się coś zmieni. Właśnie może... Nienawidzę gdybania... 



Dwie godziny później jemy śniadanie w McDonaldzie, bo nie chciało się nam robić samemu posiłku. Następnie ruszamy w drogę do centrum handlowego. Nie cierpię tego, jak ludzie zaczepiają mnie na środku chodnika i proszę o autograf, zdjęcie. W ogóle nie cierpię ludzi... Nie cierpię ich wzroku wpatrzonego we mnie, tych maślanych oczu nastolatek, irytacji u mężczyzn, że ich kobiety ubóstwiają właśnie mnie, współczucia prawdziwych kibiców, jak mi nie idzie... Dlaczego nie mogę teraz spokojnie zamknąć się w mieszkaniu i zalać się w trupa?



- Zbyszek, do cholery, nie wierć się tak, bo cię uduszę, wiążąc ten krawat pieprzony - odzywasz się, będąc ze mną w przymierzalni. - Schyl się, bo dosięgnąć nie mogę i mi nie wygodnie - spełniam Twoją prośbę, ale w innym stopniu. Siadam na krześle, a ciebie wciągam na siebie i zmuszam, byś usiadła na mnie okrakiem.

- Tak lepiej skarbie? - ściskam Twoje pośladki, podtrzymując Twoje ciało. 
- Nie zupełnie... - powracasz do wykonywanej czynności. - Możesz zabrać ręce?
- Ale dlaczego? - lekko się uśmiecham i robię minę dziecka, które coś spsociło, ale chce to ukryć.
- Bo jesteśmy w przymierzalni, jakbyś nie wiedział - wstajesz i wychodzisz, a mi nie pozostaje nic innego, jak przebrać się i pójść do kasy z garniturem, tylko najpierw muszę się od niego uwolnić...
- Gabryśka, rozwiąż teraz to dziadostwo...

- Przymierz jeszcze jakąś inną, co? - mówię widząc kolejną już sukienkę. Powoli dostaję szału od tych kolorów, wzorów, fasonów i nie wiadomo czego jeszcze...
- Ale dlaczego ta ci się nie podoba?
- Bo jest za krótka, widać całe Twoje nogi, masz prawie tyłek na wierzchu i się po prostu na nią nie zgadzam!!! Przecież nawet moja podkoszulka jest od niej dłuższa! Z resztą ty nie pasujesz do takich rzeczy... - opuszczam wzrok. Dobrze, że nie ma przy nas wścibskiej ekspedientki, którą przed chwilą spławiłaś.
- Skąd możesz wiedzieć do czego pasuję, skoro mnie nie znasz?!
- Ale chcę Cię poznać... - podchodzę do ciebie. - Może przymierz tą, co? - wskazuję na delikatną sukienką, która mi się podoba. - Gabrysia, proszę... - zgadzasz się bez słowa i znikasz za zasłonka.
- Zbyszek, zasuń! - krzyczysz, więc wchodzę do ciebie i nie wiem co powiedzieć. Wyglądasz o niebo lepiej niż w poprzedniej sukience. Teraz wiem, że do ciebie pasuje. Bo ty nie jesteś wyrachowaną suką, tylko wrażliwą, piękną kobietą, w której się zatracam... Zatracam się bardzo powoli, ale z każdą chwilą coraz bardziej. Boję się tylko tego, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym będziemy musieli się rozstać...



Gabi.



Droga... Droga z Rzeszowa do Warszawy. Droga do domu Twoich rodziców. Do Twojej rodziny. Do Twojego życia, które jest zupełnie inne niż to moje. Twoje jest idealne. Masz pieniądze, nie musisz się o nic martwić, nie okazujesz złych emocji, masz szczęśliwą rodzinę... Wasz wszystko to, co ja miałam jeszcze kilka lat lat temu. Tak bardzo chciałabym wrócić do tamtych chwil, ale wiem, że to jest niemożliwe. 



Całkowicie nie pasuje do tego Twojego idealnego świata i zastanawiam się, dlaczego w ogóle się na to zgodziłam... Czy chodzi mi tylko o pieniądze na operacje Michałka? Czy też może chce się chociaż przez te kilka dni, poczuć jak kobieta? Albo chce się oderwać od tego, co mam na co dzień, chce oderwać się do mojej "pracy"?  Nie wiem... Chyba byłabym dobrym politykiem, bo oni też nic nie wiedzą, a jeszcze im za to płacą... 



- Jesteśmy na miejscu. - mówisz i wysiadasz z samochodu, a ja robię to samo. - Więc witaj w moim królestwie z dzieciństwa i młodości... Witaj w domu - chwytasz moją rękę i ciągniesz w kierunku wejścia. Spoglądam na nasze splecione dłonie. - No co? Przecież jesteśmy parą, Kotku - znowu wybuchasz śmiechem.

- Zbyszek, jak ja cię dawno nie widziałam... - zaczyna się z tobą witać. Następnie wita się ze mną, jako Twoją dziewczyną. Od razu ciągnie nas do kuchni i zaczyna robić kanapki, które pochłaniamy w zawrotnym tempie.


Gdy już jesteśmy wypytani o wszystko, co tyczy się nas, idziesz po walizki, a ja lokuję się w Twoim pokoju na samym poddaszu. Łóżko, szafa, biurko. To jedyne meble, no chyba że masę półek z medalami i pucharami można nazwać meblami, to pomieszczenie jest nimi zawalone, jak i dyplomami na ścianach. Po chwili wchodzisz do pokoju i stawiasz walizki pod oknem.



- Będziemy spać razem? - pytam jakby retorycznie, bo przecież znam odpowiedź

- Wiesz, że nie mamy innego wyjścia - podchodzisz do mnie. - Gabi, proszę zapomnij o tym co zostało w Rzeszowie i po prostu dobrze się baw... - wpatrujesz się we mnie. - Zrób to dla mnie... Uśmiechnij się...
- No dobra... - nie kończę, bo do pokoju wpada jakaś dziewczyna, której oczy są takie jak Twoje.  
- Yyy.. To może ja wam nie będę przeszkadzać - wzrok kieruje na nas obejmujących się. Znaczy Zbyszek mnie obejmuje, moje ręce swobodnie zwisają.
- Nie przeszkadzasz... Kasia, poznaj moją dziewczynę, Gabrysię.
- Miło mi - podaje jej rękę.


Schodzimy razem na dół, gdzie w salonie jest pełno dziewczyn w moim wieku, jak i tych młodszych czy starszych. Przedstawiam się każdej z osobna i dowiaduję się, że zostałam gościem na wieczorze panieńskim przyszłej Panny Młodej. Zbyszek zostawia mnie samą z dziewczynami, i swoją mamą, z którymi łapię kontakt, a sam z Tatą wychodzi do ogrodu w widzę jak razem coś majstrują przy grillu. 



Wszystkie bawimy się bardzo dobrze, kiedy my wychodzimy na dwór panowie idą do domu i tak na zmianę. Około pierwszej w nocy towarzystwo się wykruszyło i zostałam ja, Kasia i Marlena, jej druhna, która będzie również tutaj nocować. Biorę szybki prysznic i po chwili po cichu wchodzę do Twojego pokoju. Spisz... W świetle księżyca Twoje rysy są takie męskie, pociągające, jak i Twoja naga klatka piersiowa, bo śpisz bez koszulki. Jesteś bardzo przystojny Panie Bartman. Uśmiecham się sama do siebie i kładę się obok.



Leżę już od godziny i co chwilę zmieniam pozycję. Nie śpię, bo nie mogę. Zawsze tak mam, gdy wypije za dużo, a dziś niewątpliwie wypiłam więcej niż jedna lampka wina. Jak jestem zalana w trupa, to śpię na stojąco, a jak kontaktuje, to się męczę. Organizm po tatusiu... Którego już nie ma... Przysuwam się do Ciebie. Akurat rękę masz pod głową, więc lokuję się po Twojej prawej stronie, a moja głowa sama ląduje na Twojej piersi.



- Jeszcze nie śpisz? - pytasz, obejmując mnie ramieniem. - Dużo wypiłaś?

- Właśnie nie... Już tak mam, że nie mogę spać, kiedy wypiję umiarkowaną dawkę... - odpowiadam, a do mich nozdrzy dociera zapach Twojego żelu pod prysznic, który powoduje, że oczy same mi się mrużą. - Zbyszek, proszę spraw, żebym padłą ze zmęczenia za chwilę, bo inaczej to całej nocy nie prześpię...
- Ale co mam zrobić?
- Kochaj się ze mną...
- Jesteś pijana... Nie wykorzystam cię...
- Jakoś w poniedziałek ty byłeś pijany, a ja się zgodziłam... - odwracam się plecami do ciebie i próbuję zasnąć.


Dlaczego musiałeś się pojawić w moim życiu, Bartman?


~*~*
Witam :*
Historia powoli się rozkręca  i mam nadzieje, że nadal będzie was tu tak wiele, jak wcześniej :)
Taka mała sprawa jest. Nie wyświetlają się tutaj komentarze z Google +, więc proszę Was o dodawanie z profilów Bloggera, czy anonima, tak będzie wygodniej :)
No to do następnego :*
Dzuzeppe 

20 lipca 2013

3 - "Po co to robisz, Zbyszku?"


Zbyszek



Środa... Przeklęta środa, podczas której powinienem być w Argentynie i rozgrywać mecz w Final Six. Przeklęta środa, która jest tylko katorgą, bo zamiast się rozgrzewać, to siedzę przed telewizorem i patrzę w ekran plazmy, gdzie widać rozciągających się zawodników dwóch reprezentacji Brazylii i Rosji.



Mam ochotę wyjść i nie wracać przez kilka najbliższych dni. Mach ochotę iść do Niej. Mam ochotę wpić się w Jej usta na dzień dobry, nie reagując na Jej protesty czy zaskoczenie. Mam ochotę wpatrywać się w Jej oczy, te które są takie magiczne. Dla mnie są hipnotyzujące. Widzę w nich słodki smak czekolady, ale i ból. Po prostu mam ochotę na Nią... Już od dwóch dni myślę tylko o Niej...



- Stary, coś ty taki jakby zahipnotyzowany, co? - z letargu wyrywa mnie gwałtownie Łukasz, mój przyszły szwagier, który postanowił zostać trochę dłużej, niż pozostali i wyjeżdża dopiero jutro.

- Nic... Tak po prostu sobie myślę o czymś...
- Chyba o kimś - śmieje się. - Dobrze wiem, że nie było Cię w nocy z poniedziałku na wtorek w mieszkaniu... Jeszcze tak ostro nawalony, to ja nie byłem, jak wychodziłeś... No Zbyniu, gadaj, gdzie byłeś? 
- U kobiety...
- Zbyszek, przecież ty nigdy nie używasz tego słowa - zdziwił się. - To ktoś ważny? Znam ją?
- Widziałeś ją, ale pewnie nie pamiętasz... Czy jest ważna? Chyba jeszcze nie...
- Jakby nie była, to byś o trzeciej w nocy do niej nie poleciał - kwituje, a ja chyba przyznaję mu rację.
- Z resztą to ja nie wiem... Właściwie to znam ją od kilku dni... - wzdycham na wspomnienia, które już tak mocno zakuły mi się w pomięci.
- Miłość nie wybiera chłopie - śmieje się i zmienia temat. - Kto wygra? - wskazuje na telewizor.
- Ktoś na pewno... - odpowiadam markotnie, kończąc tym naszą rozmowę.


Oglądamy w ciszy mecz, popijając piwo. Patrzę na ekran, ale nic nie zapamiętuję, nie analizuję akcji, nie obchodzi mnie wynik, widniejący w lewym górnym rogu. Moje oczy patrzą, ale nie widzą, bo chcą patrzeć na coś zupełnie innego. Chcą patrzeć na piękno ludzkiego ciała. Chcą wpatrywać się w takie jedno czekoladowe oczy. Chcę widzieć zupełnie kogoś innego. Chcą widzieć Ciebie...



Po dwóch setach Łukasz zbiera się i idzie spać, a ja niewiele myśląc ubieram się i wychodzę z mieszkania. Idę przed siebie nie patrząc na nic. Idę, bo mam na to ochotę. Idę, bo coś mnie ciągnie, żeby iść dalej, żeby iść w stronę klubu. Noc jest bezchmurna. Swobodnie można obserwować gwiazdy i Księżyc. Wszystko jest tak delikatnie rozświetlane,  ale tak lekko, że i tak muszę wytężać wzrok, gdy zauważam jakąś postać. Dziewczyna. Wysoka. Długie nogi podkreślone szpilkami. Włosy swobodnie opadające na ramiona. Nie widzę jej twarzy, oczu, ale wiem, kto to... Idę... Idę za Tobą...



Nie przyspieszasz kroku, ani nie oglądasz się za siebie. Po prostu ze słuchawkami w uszach idziesz prosto przed siebie przez park. Nie boisz się? Przecież może iść za Tobą każdy... Gwałciciel, morderca, albo po prostu ja... Przystajesz przy jednej z ławek, znajdujących się wokół małego stawu, siadasz... Patrzysz przed siebie, cicho nucąc tekst piosenki razem z autorem.


"Taką wodą być,
a nie tą, co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem.
Wczoraj... wczoraj
nie liczy się,
bo wczoraj,
bo wczoraj... "

Nie liczą się dźwięki ulicy, szelest liści, szum wiatru... Nie liczą się wspomnienia napływające do głowy, związane z Aśką... Nie liczy się to, że jest równo druga w nocy, a ja stoję przy drzewie w parku i przyglądam się Tobie, jak siedzisz skulona na ławce. Liczy się tylko Twój widok... Teraz liczysz się tylko ty... Podchodzę do Ciebie i stają za oparciem. Nie wiesz o tym. Nie przypuszczasz nawet. Myślisz, że jesteś tu sama, ale tak nie jest. Jesteś tu ze mną...


- Mogę? - podrygujesz, od razu wyciągając słuchawki. - Spokojnie, to tylko ja - próbuję się uśmiechnąć przyjaźnie, ale chyba mi to nie wychodzi, bo masz ochotę się podnieść. - Poczekaj, proszę...

- Zbyszek, nie... My się nie znamy, a to co było... Byłeś moim klientem, zrozum... - wstajesz i odchodzisz.


Że niby to co było wczoraj, nie liczy się? Przecież ja... 




Gabi



Smutek, rozgoryczenie, żal, czy raczej radość, szczęście, euforia? Wszystko jest jednocześnie tak od siebie różne, a i również tak bardzo powiązane z Tobą. Smucę się, gdy Ci nie idzie. Żal mi było, że musiałeś iść. Czułam się rozgoryczona, kiedy wyrzucałam Cię z mieszkania. Cieszę się, widząc Twój uśmiech. Byłam szczęśliwa, gdy obudziłam się przy Tobie. Jesteś tak zróżnicowany Zbyszku, że nic już nie wiem... 



Nie pomaga mi gorący prysznic, który podobno ukaja nerwy... Nie pomaga gorąca czekolada, która jest przecież lekarstwem na wszystko... Nic nie pomaga mi w tym, żebym przestała o Tobie myśleć. Zamknę oczy, widzę Ciebie. Tańczę, widzę Ciebie. Nawet idąc chodnikiem, widzę ciebie na banerach reklamowych. Wszędzie widzę Ciebie, Twój uśmiech, oraz te zielone oczy...



- Chwila - krzyczę w kierunku drzwi, słysząc dzwonek, tylko kogo może tu nieść o trzeciej w nocy? - Zbyszek, co ty tu... - przerywasz mi. Bez ceregieli popychasz moje drobne ciało w głąb pomieszczenia, całując zachłannie, trzymając w dłoniach moją twarz.

- Musiałem tu przyjść, bo... Chyba zaczynam Cię lubić... A nawet jeśli ty mnie nie, to chcę zostać Twoim stałym klientem - wpijasz się ponownie w moje wargi, a ja ląduję na ścianie w przedpokoju. - Jedynym stałym klientem...


Zsuwasz moją delikatną koszulę nocną z ramion, a ja zostaję zupełnie naga, stojąc przed Tobą. Znowu mnie zadziwiasz. Znowu nie patrzysz na moje roznegliżowane ciało, które tylko czeka na Twój dotyk, a prosto w moje oczy. Przybliżasz się i składasz delikatny pocałunek na moim czole. Szepczesz ledwo słyszalne "proszę", a ja równie cicho odpowiadam, że się zgadzam. Ściągasz bluzę i podkoszulkę, rzucając je daleko za siebie. Chwytasz mnie pod pośladki i niesiesz w tak dobrze znanym kierunku.



Po co to robisz, Zbyszku? Po co chcesz zburzyć całe moje jak i swoje życie? Po co? Czuję jak mnie dotykasz. Czuję Twoje usta, które błądzą po moim ciele. Czuję twój wzrok wpatrzony we mnie. Czuję, że jesteś tu z mojego powodu...



- Czy zgodziłabyś się na spędzenie ze mną tygodnia, udając moją dziewczynę? - pytasz nagle, nawet nie wiem z jakiej przyczyny. Pytasz, gdy leżę na Twojej klatce piersiowej przykryta jedynie skrawkiem pościeli, tak jak i Ty. - Moja siostra wychodzi za mąż w sobotę i nie chciałbym iść sam, bo rodzice na pewno podsuwaliby mi panny z dobrych domów, a ja takiej nie chcę... Chcę sam sobie kogoś znaleźć i nie słuchać ich ględzenia... Oczywiście nie za darmo. Zapłacę każdą sumę.
- Ale dlaczego ja? - podnoszę się gwałtownie i wpatruję się w Twoje oczy. Oczy, które wyrażają niepewność. Znowu chcesz mi płacić. Znowu chcesz na siłę zagościć w moim życiu na dłużej.
- Bo tylko ty w tym momencie nadajesz się do tej roli... 
- Zbyszek...
- Proszę...
- Wiesz, że to nie ma sensu... A co powiesz rodzicom już po tym tygodniu, jak będą o mnie pytać, co? Rozstaliśmy się przez niezgodność charakterów. Zdradziła mnie... Czy może wymyślisz coś jeszcze innego? A co jeśli ktoś mnie rozpozna?
- Gabrysia... Proszę... To Tylko Siedem Dni, Kotku... Dasz radę, a moimi rodzicami się nie przejmuj... Coś się wymyśli... Znajomym też się wciśnie jakiś kit. - przyciągasz mnie do pozycji leżącej, a sam nachylasz się nade mną i szepczesz. - Gabrysia, proszę...
- Zgadzam się, ale nie robię tego dla Ciebie, zapamiętaj...

~*~*~
To coś powyżej oddaje waszej opinii, na której bardzo mi zależy, więc wiecie co robić, nie?
Informuję, że na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/ pojawiła się 16, więc zapraszam. A i jeszcze jedno, na add-me-wings.blogspot.com w najbliższym czasie raczej się nic nie pojawi, a na pewno podczas weekendu. Postaram się coś dodać może w środę.
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

12 lipca 2013

2. Po nocy wschodzi słońce i czas się zbierać, lecz nie od razu...




Gabi 



Tak strasznie przyjemne ciepło, przylegające do mojego ciała... Tak przyjemnie drażniący moje plecy czyjś oddech... Tak przyjemnie pachnące czyjeś perfumy... Tak przyjemnie spoczywający na moim biodrze czyjś ciężar ręki... Tak przyjemnie trzepocące motyle w dole brzucha, gdy wiem, że ktoś leży obok mnie... Tak wspaniałe wspomnienia dzisiejszej nocy, które nie dają o sobie zapomnieć... Tak rozpalający czyjś dotyk, który doprowadza do szaleństwa...  Tak wyraziste oczy, które wczoraj wpatrywały się we mnie... Tak... To Ty...



Czy czuję się wykorzystana? A czy można być wykorzystanym przez kogoś takiego jak Ty? Nie można, bo Ty nikogo nie wykorzystujesz... Przynajmniej ja Cię tak odbieram... Powoli odwracam się w Twoją stronę. Delikatnie, żebyś się nie obudził, bo nie chce, żebyś już teraz opuszczał moje mieszkanie. Nie chcę, żebyś opuszczał mnie... Na szczęście nie budzę Cię i jeszcze przez chwilę mogę czuć tutaj Twoją obecność... Przez chwilę przyglądam się Tobie... Ciekawe jaki jesteś?  Pytam się sama siebie ledwo słyszalnie. Znam Cię z Telewizji i hali, ale nie wiem, jaki jesteś prywatnie... W zasadzie to nic o Tobie nie wiem, Zbyszku...



Nie wiele myśląc wstaję z łóżka, zakładam dolną część bielizny i chwytam Twoją koszulę... Pachnie tak przyjemnie... Tak męsko i zmysłowo... Czy tak pachnie raj? Nie wiem... Wiem jedynie, że tak pachniesz Ty i że zakochałam się w tym zapachu... To dziwne, bo ja się w niczym nie zakochuję... Nie zwracając uwagi na Ciebie śpiącego zakładam ją na swoje ramiona i wychodzę z sypialni. Idę pod prysznic, by dać chwilę oddechu moim obolałym mięśniom, którym nie dałeś ani chwili oddechu... Jednak, gdy tylko zamknę oczy, to widzę te Twoje zielone tęczówki i od razu zataczam się w ich odcieniu...



Godzinę później wstawiam wodę na kawę. Jest równo godzina jedenasta. No to ładnie sobie pospaliśmy... Krzątam się po kuchni, próbując zrobić coś na śniadanie, ale całkowita pustka w lodówce mi to uniemożliwia. Siadam zrezygnowana na parapecie i wpatruję się w miasto z wysokości dziesiątego piętra. Wszystko tam na dole jest takie małe, lekko rozmazane... Wielką zaletą mieszkania tak wysoko jest to, że nikt mi teraz nie zagląda przez okno i mnie nie obserwuje...



- No nie powiem... W mojej koszuli wyglądasz jeszcze bardziej seksowniej niż wczoraj w tej sukience - mówisz, lekko się śmiejąc, stojąc w drzwiach pomieszczenia w samych bokserkach.

- Wystraszyłeś mnie... A koszula... Po prostu miałam ochotę ją założyć... A co jest Ci już potrzebna? - momentalnie wraca mi perwersyjna pewność siebie.
- Nie... Bynajmniej... Na Tobie i tak lepiej leży - uśmiechasz się i podchodzisz do mnie. - Ładny widok tu masz. Ja niestety takiego nie posiadam... - spuszczasz wzrok na moje nogi i błądzisz nim, jak i opuszkami palców po nich od stóp, aż po krańce koszuli na udach. - Mogę mieć do ciebie prośbę?
- Zależy jaką - uśmiecham się na wspomnienie naszego wczorajszego spotkania na parkingu.
- Zrób mi kawę, a ja w tym czasie skorzystam z prysznica, okey? - a już myślałam, że masz na myśli coś innego...
- Ta... Zrobię... 


Czyli mamy coś wspólnego. Również pijesz kawę, więc jesteś zwykłym śmiertelnikiem, tak jak ja... 




Zbyszek



Tak przyjemny widok kobiety w mojej koszuli... Tak przyjemnie pachnący zapach fiołkowych perfum... Tak cudowne wspomnienia z minionej nocy... Tak hipnotyzujące czekoladowe oczy, które nie pozwalają o sobie zapomnieć... Tak idealna sylwetka, którą pragnie mieć każda kobieta... Tak perwersyjne usta, które jeszcze kilka godzin temu gościły na moim ciele... Tak dziwny spokój, gdy wiem, że jest ktoś za ścianą... Tak... Chodzi o Ciebie...



Nawet ciepłe krople wody, spływające po moim ciele, nie są w stanie oderwać moje myśli od Ciebie. Ciekawe czy innych też przyprowadzałaś do mieszkania i pozwalałaś im zostać na noc? Przemyka mi przez głowę. Jesteś w końcu prostytutką , więc czego ja mam od ciebie wymagać... Nie będziesz przecież ani grzeczna, jak aniołek, ani potulna, jak baranek... Będziesz tym, co zostało z Twojego prawdziwego oblicza... To Twoja praca i tyle.



Dziesięć minut później wychodzę już z tego małego pomieszczenia ubrany już w spodnie i kieruję się za przyjemnym zapachem kawy. Wchodzę do kuchni i widzę ciebie, jak delikatnie ruszasz biodrami w rytm piosenki mojego ulubionego zespołu. Tańczysz do "Chciałbym umrzeć z miłości". Adekwatność tego tekstu tak strasznie mnie przeraża, że sam już nie wiem, co o sobie mam myśleć. Czy straciłem już swoją szansę na miłość? Czy, gdybym teraz spotkał ponownie Aśkę, to czy wybaczyłbym jej i żylibyśmy długo i szczęśliwie? Czy mógłbym umrzeć z miłości? Nienawidzę gdybania...



- Lubisz tańczyć, prawda? - natychmiast zaprzestajesz wykonywanej czynności. 

- Poniekąd taniec to moja praca, więc muszę go lubić - odpowiadasz nawet na mnie nie patrząc.
- A co jeszcze lubisz robić? - szepczę Ci na ucho, stojąc tuż za Tobą, a ty lekko drgasz. Moje dłonie ląduję na Twoich biodrach. Delikatnie razem kołyszemy się w rytm piosenki śpiewając jej słowa.

"Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiesz
Chciałbym umrzeć przy Tobie"

Znowu dobija mnie głębszy sens tych słów. Znowu przed oczami pojawia mi się jej twarz. Jej uśmiech i te wszystkie wspólne chwile. Czy to normalnie? Pytam się sam siebie i nie znam na to odpowiedzi. Jednak po chwili nie mam już w pamięci Joanny, lecz pojawiasz się również i Ty. Twoje czekoladowe oczy, uśmiech, który niejednemu zawrócił w głowie... Bartman, zapamiętaj sobie to. To tylko dziwka...


- Dlaczego w ogóle to robisz? Dlaczego zostałaś prostytutką? - pytam, gdy oboje zajadamy się marnymi kanapkami, siedząc na przeciwko siebie.
- To chyba nie powinno Cię obchodzić, nie? To moja sprawa, dlaczego to robię i myślę, że nic Ci do tego... - wstajesz od stołu i wkładasz naczynia do zmywarki. - Myślę, że powinieneś już iść... Zazwyczaj moi klienci nie zostają nawet na noc, a Tobie już i tak na za wiele pozwoliłam... Idę pod prysznic, a ty się wynoś - wychodzisz z kuchni, zmierzając do łazienki. 

- A moja koszula? Jak mam niby bez niej po mieście iść? - rzucam się za Tobą.
- Wiesz co? Sam ją sobie weź - stajesz przede mną, a ja nie wiem pierwszy raz, co zrobić. - No co, teraz już sławny pan Bartman nie umie się zachować? Jakoś w nocy byłeś bardziej pewniejszy siebie... - sama zaczynasz rozpinać guziki koszuli. Po chwili stoisz przede mną w samej bieliźnie. - Wynoś się stąd, Bartman! - niemal nie przytrzaskujesz mi ręki drzwiami od łazienki.
- A żebyś wiedziała, że się wyniosę! - odkrzykuję ci i pospiesznie zakładam wszystkie ubrania na siebie. - Ale jeszcze tu wrócę - mówię do siebie, gdy jestem już na klatce schodowej.


~*~*~

Powiem na wstępie, że rozdział miał się skończyć inaczej, ale po jednym z komentarzy zrozumiałam, że to na prawdę jest trochę za bardzo przewidywalne i tą sytuację przeniosłam do następnego rozdziału. 
Nie spodziewałam się, że tyle z Was skomentuje poprzedni rozdział. Aż mi się mordka cieszyła, gdy czytałam nowe komentarze :D Liczę również, że i  pod tym będzie ich wile :D
Dziewczyny, ja nie boję się krytyki, bo wiem, że jest ona potrzebna, więc jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to śmiało możecie to napisać :)
Zapraszam serdecznie na 15 na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/  oraz na wyczekiwany, przynajmniej przeze mnie, na 22 na http://add-me-wings.blogspot.com/
Chciałabym również bardzo podziękować Opowiadania i blogi o sportowcach za udostępnienie mojego bloga. Zapraszam Was do nich. To nic nie kosztuje, a administratorki pracuję bardzo rzetelnie :)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

6 lipca 2013

1. Pierwsze spotkanie


Gabi



Monotonia... Znudzenie... Chyba każdy kiedyś odkrywa, co znaczą te dwa słowa. Jak jest nam wtedy trudno normalnie funkcjonować, jak trudno pozwolić sobie wtedy na coś niespodziewanego i szalonego. Jak ciężko jest żyć w pełni i rozumieć otaczający nas świat. Każdego to dopada. Mnie również. Czuję się bezsilna, zagubiona... Najchętniej pojechałabym teraz do Przemyśla i zamknęłabym się w swoim dawnym pokoju, ale nie mogę, bo mam obowiązki w pracy. Głupi wieczór kawalerski i będę wolna.



To pewnie jakieś vipy, bo wynajęli najlepszą salę, jaka może być do dyspozycji gości. Ale czy mnie to obchodzi? Nie. Teraz obchodzi mnie tylko zdrowie Michałka i pieniądze, które muszę jakoś uzbierać na jego operację. Nie liczy się następny napalony chłystek, czy podstarzały dziadek, którzy dochodzą w pięć minut. Ważne, że płacą. Ja już się na tym świecie nie liczę...



Powoli zmieniam się w rudowłosą Mikę i nie liczy się już dla mnie nic. Wchodzę na scenę i zaczynam swój pokaz. Nie patrzę na nich, bo to znowu zapewne są te same wyrazy twarzy, jak za każdym poprzednim razem. Jedynym obiektem, w który się wpatruję jest niejako mój partner. Zimna, metalowa rura, która za nic w świecie nie kojarzy się mi z pożądaniem i rozkoszą. Dla mnie to poniżenie się i pokazanie światu, że się poległo.



Czuję na sobie ich wzrok. Taki zachłanny, wpatrzony tylko we mnie i moje uwodzicielskie ruchy. Czy mi to pochlebia? Chyba każdej kobiecie sprawiałoby to przyjemność, jeśli kilku mężczyzn wlepiało by w nią spojrzenie, a ona jednym drobnym ruchem ciała może sprawić, że eksplodują. Odwracam się do nich i od razu widzę, który to przyszły Pan Młody. Podchodzę zalotnie do jego fotelu cały czas wpatrując się w niego mocno podkreślonymi ciemnymi oczami. Znowu tańczę. Widzi mnie każdy z jego kolegów, ale dla niego jestem tylko Ja.



Obok niego siedzi jednak ktoś, kto wpatruję się nie w moje ciało, jak jego koledzy, a w moje oczy. Dlaczego to zauważyłam? Bo ja również wpatruję się w jego intensywnie zielone tęczówki i nie mogę przestać. On robi to samo chyba z tego samego powodu. Czy możliwe jest zauroczenie od pierwszego wejrzenia? Nie wiem. Nic już nie wiem...



Na ziemię sprowadza mnie dopiero głucha cisza i oklaski. Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z pomieszczenia. Biorę bardzo długi, ponad godzinny, prysznic, starając się odegnać od siebie jego obraz. Obraz tego wysportowanego ciała, ciemnych włosów, inteligentnego i zadziornego spojrzenia. Znowu się zmieniam, ale tym razem już jestem sobą. Tą prawdziwą osobą, która musi radzić sobie ze wszystkim sama. Zakładam normalne ciuchy. Zwykłą kwiecistą sukienkę i czarne baleriny. Wychodzę z budynku i kieruję się do starego, wysłużonego samochodu. Jak zwykle nie mogę znaleźć kluczyka...




Zbyszek



Czy istnieje coś takiego, jak pożądanie od pierwszego wejrzenia? Czy można pragnąc czyjegoś ciała, nie zamieniając z tą osobą ani jednego zdania, a tylko patrzeć się prosto w oczy? Czy można spotkać kogoś takiego, kogo obrazu nie da się wyrzucić z pamięci? Czy można zauroczyć się w prostytutce?



Nic już nie wiem... Pewne jest tylko to, że chłopaki są zalani w trupa i smacznie sobie śpią w moim mieszkaniu oraz to, ze ja s powrotem jestem w klubie. Staram się ją odnaleźć, ale już jej tu nie ma. Jedynym wyjściem jest zapytanie się o nią barmana. Mówi, że jesli będę miał szczęście, to jeszcze może ją złapię, jak będzie wsiadać do samochodu. Wychodzę więc na zewnątrz i próbuję odnaleźć opisywaną przez niego maszynę. Na parkingu nie ma już żadnego samochodu. odjechała, a ja straciłem okazję na to, żeby ją poznać.



- Cholera jasna!!! - słyszę nagle kobiecy głos, a po chwili dźwięk uderzenia różnych przedmiotów na kostkę brukową. Idę w tym kierunku i zauważam jakąś dziewczynę. Nie ma jednak rudych włosów i mocnego makijażu. Jest brunetką bez grama sztuczności.

- Może w czymś pomóc?- uśmiecham się do ciebie, a ty nieruchomiejesz na mój widok. - Zbyszek jestem... To ty dla nas tańczyłaś? - pytam bez zastanowienia, bo w jej oczach dostrzegam, ten sam smutek, co u tamtej striptizerki.
- Tak... to ja... Gabrysia - podajesz mi rękę, którą przytrzymuję trochę dłużej. Lekceważąc Twoje wystraszone spojrzenie, przyciągam Cię do siebie i zachłannie wpijam się w Twoje usta. Z jakiego powodu? Czy działają na mnie procenty? Czy może to przez to, że od dawna nie uprawiałem seksu? Nie wiem...
- Możesz coś dla mnie zrobić? - pytam, gdy oboje uspakajamy nasze oddechy.
- Co? Do domu Cię podwieś? - śmiejesz się, a mi ot się strasznie podoba.
- Nie... Spędź tę noc ze mną... Oddaj mi się i pozwól, żebym choć na chwilę zapomniał o tym, co jest złe... Oczywiście zapłacę Ci za to... - wypowiadam ostatnie słowa, a mam ochotę cofnąć się w czasie i ich nie wypowiedzieć, bo Twoje oczy stają się wyblakłe. Zanikły w nich te drobne ogniki, które jeszcze przed chwilę tak za wzięcie się śmiały do mnie.
- Dobrze... Zgadzam się... Ale u mnie w mieszkaniu... - wsiadasz do samochodu i czekasz na mnie, a ja już po chwili trzaskam drzwiami i ruszamy...


Chwilę potem zamykasz już drzwi swojego mieszkania. Podążasz do kuchni, a ja za Tobą. Proponujesz coś do picia. Oboje wybieramy sok pomarańczowy. Siadamy ze szklankami w dłoniach na kanapie. Przyglądam się Twoim czterem kątom. Wszędzie zdjęcia Twoje, starszej kobiety i małego chłopca. Twoja rodzina zapewne.



Nie wiem nawet kiedy, przysuwasz się do mnie i całujesz moją żuchwę, ręką błądząc w okolicy paska od spodni. Następnym momentem, który mój mózg rejestruje jest ten, w którym siadasz mi okrakiem na kolanach i zaczynasz rozpinać guziki koszuli. Nie jestem bierny. Moje dłonie wsuwają się pod materiał Twojej sukienki. Kreślę wzory znane tylko mi na Twoich rozpalonych udach. Ściskam Twoje pośladki. Powoli zaczyna zbliżać się ustami do Twoich warg. Gwałtownie się prostujesz i przysuwasz palec do moich spragnionych dotyku twoich warg, ust.



- Tylko nie w usta... Na to Ci nie pozwolę...



Masz swoje zasady. Zsuwasz się ze mnie i już masz zamiar dobrać się do zawartości moich bokserek, ale robię to samo, co ty przed chwilą.



- Spokojnie... Mamy czas... Nie potrzebuję tego, wolę ciebie...



Kładę się delikatnie na Tobie, całując szyję i powoli zjeżdżam w dół. Na początku jesteś zaskoczona i chcesz stawiać jakiś opór, ale moja dłoń uniemożliwia Ci ruch rękoma, bo trzymam je razem nad Twoją głową. Gdy wreszcie stajesz się spokojna, odprężona, puszczam je, układając się obok ciebie na wąskiej kanapie. Zaczynam błądzić w okolicy cienkiego skrawka materiału ukrywającego Twoją kobiecość. Przymykasz oczy, więc pozwalam sobie na więcej, dając ci tym niespodziewaną rozkosz.



Po chwili podnoszę się do pozycji siedzącej i obserwuję Twoją twarz. Jest taka rozpromieniona, wesoła. Masz przymknięte oczy i rozchylone usta. Podnosisz się i stajesz przede mną. Patrząc w Twoje czekoladowe oczy, delikatnie zsuwam z Twoich ramion materiał sukienki i również się podnoszę. Idę w Twoim kierunku, ale ty uparcie cofasz się do tyłu, jednak wreszcie ściana stawia Ci opór. Chwytam Cię za pośladki i podnoszę do góry, a ty zaciskasz una na moich biodrach. Mając głowę w zagłębieniu Twojej szyi, idę niepewnie, co chwile się o coś potykając, ale docieram w końcu do Twojej Sypialni. Kładę się z Tobą na łóżku i wszystko zaczyna się od nowa...



Sam nie wiem, czy my się kochamy, czy po prostu uprawiamy seks.. Wiem tylko to, że chciałbym to robić z Tobą jak najczęściej...


~*~*~
No i jest już 1.
Trochę perwersyjna i niemoralna, ale po części całe opowiadanie takie będzie, więc szykujcie się na to :D
Droga czytelniczko niestety muszę Cię zmartwić. Gabrysia jest prostytutką pełną piersią, ale nie robi tego tylko dla siebie. To było już zawarte w prologu.
Zapraszam serdecznie również na 14 na Przeszłość, która staje się teraźniejszością oraz na jutrzejszy rozdział na Add me wings
Z całego serca dziękuję chłopakom za te stany przedzawałowe podczas oglądania meczu  :) Samą końcówkę to nawet mama ze mną oglądała i co chwilę się pytała "a kto to","ile jeszcze będą grać"  Ale cieszę cię, że po końcowym gwizdku cieszyła się razem ze mną :)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

4 lipca 2013

Prolog



Gabi

Zwykła szara myszka, nie mająca znajomych, żyjąca tylko nauką. Kujon? Prymuska? Może i tak, ale co z tego. Przecież zazwyczaj jest tak, że takie osoby są w szkole lubiane, ale oczywiście nie zawsze. Czasami zdarzają się i takie osoby, które nie znaczą w szkolnym społeczeństwie kompletnie nic. Czy są popychadłem? Odpowiedź jest chyba oczywista. Są...

Jeszcze kilka lat temu ja sama byłam prymuską, nazywali mnie elitą szkoły. Chodziłam na wszystkie imprezy, bawiłam się do upadłego, nie zwracałam uwagi na innych. Dla mnie liczyli się tylko moi bliscy znajomi, nikt więcej. Miałam pieniądze na wszystko, nie musząc nic robić. Bogaci rodzice, to jednak wielka frajda. Wszyscy byli ze mnie dumni, bo w końcu nie jest łatwo wychować taką osobę, a moim rodzicom się to udało. Nie byłam ich jedynym dzieckiem. Miałam brata, Michałka młodszego o czternaście lat. Wpadka? Może niektórzy tak uważali  ale dla nas to był skarb.

Wszystko było ładnie, pięknie. Ja genialna uczennica i dusza towarzystwa, on być może wielki talent piłkarski, mimo tak młodego wieku. Każdy zazdrościł nam takiego idealnego życia. Każdy chciałby zamienić się z nami miejscami. Idealna rodzinka Nowackich mówiono o nas, ale przecież każda rodzina jest idealna, tylko trzeba umieć tą idealność w sobie odkryć.

Wszystko się jednak skończyło szybciej, niż się na dobra zaczęło. Równo cztery lata temu tata miał wypadek samochodowy. Zginął na miejscu. Czy nadal byliśmy ideałem? Nie, wszyscy straciliśmy coś, czego nie można już niczym załatać. Straciliśmy równocześnie męża i ojca. Czy się stoczyliśmy? Niestety tak. Mama nie potrafiła utrzymać firmy w takiej kondycji, w jakiej była. W ogóle nie potrafiła jej utrzymać.  Załamała się dodatkowo wiadomością, że Michał jest poważnie chory, że ma wadę serca.

Studiując, musiałam zarywać noce i pracować jako tłumacz i nauczyciel języka angielskiego w jednym z Rzeszowskim przedszkoli. Wszystkie pieniądze wysyłałam mamie, która jakoś wiązała koniec z końcem, pracując jako kucharka w restauracji. Ale to nie wystarczało. Leki kosztowały coraz więcej i musiałam coś z tym zrobić. Dostałam propozycją, żeby pracować w klubie ze striptizem. Czy się zgodziłam? Musiałam...

Tak pracuję do dziś, czyli prawie już trzy lata. Czy przerwałam studia? Nie, dalej studiuję medycynę. Jednak to dzięki tej pracy starcza mi na wszystko i nie muszę martwić się Michałkiem. Nikt oczywiście nie wie, czym się zajmuję. Mama myśli, że jestem tłumaczem i pracuję w przedszkolu. 

Czy zmieniłam się jako człowiek? Wszystko się zmieniło. Kiedyś nie dręczyły mnie nocne koszmary, że wszystko się wydaje, że zostaję sama... Nie jestem już nawet w dziesięciu procentach tą osobą sprzed lat. Jestem zimną, wyrachowaną sukę, bo przecież taką muszę być. Nie wierzę w uczucia, miłość... To dla mnie nie istnieje...

Czy pragnę się zmienić? To jedno z moich największych marzeń. Chce s powrotem być tą wesołą, zwariowaną, przebojową dziewczyną. Chce móc powiedzieć przed śmiercią, że czuję się szczęśliwa...




Zbyszek

Czy łatwo jest spełniać swoje marzenia? Czy zawsze dzieje się tak, jakbyśmy tego chcieli? Czy każdy z nas potrafi odnaleźć swoje szczęście na tej ziemi? Czy warto jeszcze na tej planecie kochać? Czy każdy ma gdzieś w świecie swoją drugą połówkę? Czy warto jej szukać, skoro przecież może powiedzieć nie? Jaki sens ma nasze życie, jak nic się w nim nie układa?

Właśnie sens życia... Mój chyba odleciał sobie gdzieś daleko i już nie wróci. Odszedł razem ze zdradą Asi i końcem naszego związku przeszło już rok temu. Myślałem, że chociaż siatkówka pomoże mi się podnieść, że moja odwieczna miłość chociaż mnie nie opuści  Stało się inaczej. Mecze nie były radością, a wielką udręką. W reprezentacji najpierw polegliśmy na igrzyskach a w tym roku przegraliśmy cztery pojedynki z rzędu, potem wygraliśmy dwa. Co z tego, że nasz gra się poprawiła, jak moja nadal była do dupy? Co z tego, że wygraliśmy jeszcze trzy mecze, jak do wyjazdu do Argentyny zabrakło tego czwartego?

W tej chwili powinienem przygotowywać się do ostatniego meczu. Do meczu finałowego. Powinienem teraz ściskać Aśkę, która życzyłaby mi zwycięstwa i złotego medalu, a nie siedzieć jeszcze w Rzeszowie w mieszkaniu i szykować się na wieczór kawalerski mojego przyszłego szwagra. Dlaczego wolę być tu, a nie w Warszawie z rodziną? Proste, nie chce widzieć tego smutnego i rozczarowanego wzroku ojca i litości w oczach matki.

Czy wierzę jeszcze w miłość? Nie wiem... Nie potrafię powiedzieć, czy będę jeszcze w stanie pokochać kogoś tak, jak kochałem Asie. Nie wiem, czy jest jeszcze na świecie taka osoba, która będzie mnie chciała takiego, jaki jestem. Nie wiem, czy ja tego chcę...

Czy przez ten rok się zmieniłem? Nikt nawet nie potrafi zrozumieć, że można aż tak. Przestałem interesować się innymi ludźmi. Nie obchodziło mnie to, czy zrobię im krzywdę moim zachowaniem. Treningi były dla mnie męką. Przestałem czerpać z nich przyjemność. Najgorsze jest chyba to, że zacząłem pić. Właśnie z tego powodu pokłóciłem się z Michałem i nie gadaliśmy ze sobą przeszło rok. Na czas reprezentacji udawaliśmy, że wszystko jest już w porządku, ale nic nie jest w porządku. Całe moje życie to jeden wielki burdel...

Czy pragnę to zmienić? Oczywiście, że chcę, ale czuję, że sam sobie z tym nie poradzę. Marzę o tym, by powiedzieć przed śmiercią, że moje życie było szczęśliwe, że zrobiłem wszystko, co było możliwe...



~*~*~
Witajcie na moim nowym blogu :D
Przyjęłam wersję, że Polacy nie zakwalifikują się na finałowy turniej, ale oczywiście wierzę w nich z całego serca i mam nadzieję, że pokażą to, na co ich stać :)
Zaczęłam pisać coś, co już od dawna chodziło mi po głowie. Niby wszystko jest już nakreślone, ale trzeba to jeszcze przelać z planów na kartkę ;)
Jeśli się spodobało, to wpiszcie się do odpowiedniej zakładki :D
Będzie mi bardzo miło, jeśli szczerze wyrazicie swoją opinię na temat tego powyżej :)
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe :*