26 października 2013

14. Epilog - To będzie "To tylko siedem dni, Kotku"...

Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu...


Idzie brzegiem polskiego Bałtyku i nie wierzy w to, co się właśnie dzieje. Nie może pojąć tego, jak bardzo zmieniło się jej życie. Mogła przecież nadal być tym, kim była i nie przejmować się niczym. Mogła nadal tańczyć w klubie ze striptizem i jakoś tułać do pierwszego każdego miesiąca. Mogła nadal żyć w kłamstwie, okłamując dwie najważniejsze osoby w swoim marnym życiu. Mogła obwiniać wszystkich wokoło o wypadek ojca, załamanie psychiczne matki, chorobę brata, swoje własne stoczenie się na dno. Mogła być nikim. Lecz w jej żałosnej egzystencji na tym świecie pojawił się On. Bez precedensu z ogromną pewnością siebie wyznał, że "To tylko siedem dni, Kotku". Od tamtego czasu nic nie jest już banalne, niepotrzebne. Teraz wszystko kręci się wokół Niego.


Spaceruje po ciemnej ulicy opustoszałego, zmroczonego nocą Gdańska i nie wierzy, że kiedyś uważał się za szczęśliwego przy Joannie. Nie wierzy, że mógł być aż tak mocno zaślepiony jej dążeniem do sławy. Nie potrafi zrozumieć, jak mógł całować jej ciało, jak codziennie budził się przy niej i tulił ją do siebie. Nie umie myśleć o tym, co by było, gdyby pewnego dnia do jego rzeszowskiego mieszkania zawitała Asia i poprosiła o drugą szansę. Nie może patrzeć na inne, gdyż wie, że ta jedyna, już niedługo będzie prawnie jego drugą połówką. Nie może zrozumieć, że był tak głupi. Kiedy Ją poznał, nie myślał, że ta drobna brunetka o przenikliwych brązowych oczach utkwi w jego sercu już na zawsze. Nie wierzył już w miłość, lecz jej słowa wypowiedziane przy tysiącach ludzi, uświadomiły mu, że miłość wstąpiła w jego życie. Uwierzył, że Ona jest jego przyszłością.




- Ja Zbigniew biorę sobie ciebie Gabrielo za żoną i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci...

Ja Gabriela biorę sobie ciebie Zbigniewie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci... 

- Ogłaszam Was mężem i żoną... Panie Zbyszku może pan już pocałować żonę - uśmiech duchownego sprawia Wam radość nie do opisania. Na oczach najbliższych nie musicie się krępować. Każda osoba, spoglądająca na wasze szczęście, życzy wam jak najlepiej. 



Wirujecie na parkiecie jak para zakochanych nastolatków. Ale wy właśnie tak się czujecie. To miłość przesłania wszystkie wasze kryzysy, niepowodzenia, kłótnie i krzyki. To ona prowadzi was w życiu, jak i w tym wyjątkowym dniu. Waszego pierwszego tańca nikt nie zapomni. Nie wybraliście kiczowatej melodii, którą można usłyszeć na każdym weselu. Muzyką do waszego pierwszego tańca jest piosenka, która całkowicie oddaje waszą rzeczywistość. Kołyszecie się w rytm melodii, która towarzyszy wam od samego początku.To ona zabrzmiała, gdy pierwszy raz powiedzieliście sobie, że nie jesteście sobie obojętni, to ją było słychać w trakcie zaręczyn, gdy w tłumie ludzi staliście wy. To "chciałbym umrzeć z miłości" jest waszym wyznacznikiem szczęścia. Spojrzenia nie uciekają na boki, lecz  wpatrują się w jeden punkt. W sowich oczach widzicie wspólną przyszłość i tylko ona się teraz liczy.


*~*
Proszę, włączcie poniższą muzykę ;)


Sześćdziesiąt lat później.

- Pani Gabrielo, czy możemy dopuścić ten film do dystrybucji? 
- Proszę dać mi tydzień...

Całe twoje życie. Wszystkie wspomnienia, chwile radości, łez, smutku, bólu, rozczarowań, dni pełnych miłości. Kilkadziesiąt lat twojego marnego życia znalazło się w niespełna dwugodzinnym filmie. Teraz wiesz doskonale, czego brakowało ci przez ostatnie pięć lat. Masz osiemdziesiąt parę lat, troje dzieci, ośmioro wnucząt i dwoje prawnuków. Niby masz wszystko. Lecz w twoim życiu brakuje najważniejszego. Brakuje Zbyszka, który odszedł dokładnie pięć lat temu. Brakuje ci jego ciepłego głosu, delikatnego dotyku, zwykłego przytulenia w śnie. 

Oglądając cały film od początku, wszystko do ciebie wraca. Wraca przeszłość, o której chciałabyś zapomnieć. Wraca widok jego przenikliwych zielonych oczu, które wlały w ciebie chęć walki o lepszą samą siebie. Wracają wszystkie wspólne noce, kiedy potrafiliście raz kochać się do upadłego, by kolejną noc spędzić na rozmowie. Wraca moment pierwszego rozstania, roku spędzonego osobno, rozdartego serca. Wraca moment, gdy znowu mogłaś zobaczyć go w jego żywiole, mogłaś patrzeć jak zdobywa złoto. Wraca wspomnienie zaręczyn, na które na pewno nie byłaś gotowa, ale wiedziałeś jedno. Kochałaś go. Teraz też go kochasz. Wraca moment waszego ślubu, kiedy to zdobyłaś całkowitą pewność, że to przy Nim się zestarzejesz. Wraca chwila, gdy pierwszy raz trzymałaś w ramionach waszego pierwszego syna i patrzyłaś w jego duże zielone oczy po ojcu. Teraz wiesz, że całe twoje życie to była bajka. Wiesz, że po zgodzie na publikowanie filmu, możesz spokojnie odejść. To był twój ostatni obowiązek na Ziemi. Teraz chcesz być już z Nim w Niebie na wieczność.

Dziś Pierwszy Listopada. Spokojnym krokiem spacerujesz po cmentarnych alejkach razem z najmłodszą wnuczką, która pomogła Ci w podjęciu decyzji o filmie i jej chłopakiem, kolejnym siatkarzem w rodzinie. Jesteś z niej bardzo dumna. W końcu kto by nie był dumny z najlepszej atakującej na świecie Anny Bartman? Cieszysz się, gdy możesz na żywo oglądać jej walkę na parkiecie, bo nad jej głową widzisz niewidzialną dłoń Zbyszka, który zawsze jej pomaga. Jej radość po zdobytym punkcie jest taka sama jak Jego przed kilkudziesięcioma laty. To ona podtrzymuje cię na tym świecie. To ona daje ci siłę, by żyć.

- Aniu, dziecko, zostaw mnie samą z dziadkiem, proszę - wnuczka odchodzi bez słowa wtulając się w narzeczonego, a ty zostajesz sama z mężem. - Zrobię to Zbyszku. Cały film jest gotowy. Wszystko jest takie, jak było na prawdę... - czujesz, jak po policzkach spływają strugi słonej wody. - Powinieneś być ze mną na premierze, powinieneś być przy mnie... Ale już niedługo. Jeszcze trochę i będziemy znowu razem... Kocham cię, Zbyszku... - milkniesz na chwile. Przechodzący obok ludzie rozpoznają cię, lecz nie podchodzą. Dają ci samotność. - Wiesz, jaki tytuł wymyśliłam? To będą Twoje słowa, Zbyszku... To będzie "To tylko siedem dni, Kotku"...


~*~*~
To jest już koniec...
Płakałam chyba pierwszy raz pisząc jakikolwiek rozdział. 
Ta Historia dała mi bardzo dużo. Zmieniła mnie od środka. Dała mi wiele wspaniałych znajomości, wiele czytelniczek, które są wspaniałe. Pewnie dzięki tej historii większość o mnie usłyszała. Nie liczę nawet, że jeszcze któraś będzie chciała czytać coś innego mojego, bo wiem, że nie napisze już niczego tak dobrego. Może dla was jest to tylko kolejna historia, ale dla mnie to coś więcej. To cztery wspaniałe miesiące tworzenia Zbyszka i Gabrysi, które zostaną we mnie na zawsze.  
Nad epilogiem zastanawiałam się prawie od samego początku, a nie mogłam wybrać jednej opcji. Ten powstał teraz, bez planowania, spontanicznie. Nie wiem, czy się spodoba, ale dla mnie jest wyjątkowy. Miało być szczęśliwie to jest ;)
Dziękuję za to 26 tyś wejść na tą chwilę, za ponad 300 komentarzy, za wiele miłych słów, lecz i za te słowa krytyki, które na prawdę bardzo mi pomogły. 
Dziękuję za wszystko :* 
Chciałabym prosić każdą osobą, która tu była, żeby zostawiła po sobie choć najmniejszy ślad w postaci komentarza. Chcę zobaczyć ile osób na prawdę czytało tą historię ;)
Całuję, ściskam, pozdrawiam i nie nawołuję do płaczu (choć sama płaczę, dodając to),
Wasza Dzuzeppe ostatni raz tutaj :*:*

Jeśli nadal chcecie ze mną być, to jestem tu:
Pytania?



Mam jeszcze taką małą prośbę ;) Wchodźcie na tt, obserwujcie mnie Tweetujcie podziękowania dla AA 

18 października 2013

13. Dwa ciała, a połączyć można je w jedność niedorozdzielenia.

Gabrysia.


To dziwne uczucie. Takie denerwujące ciepło w okolicy serca. Tak przerażający strach, że znowu będziemy musieli się pożegnać. To strasznie paraliżujące nocne uczucie pustki. Taki dziwny ból w momencie naszego wczorajszego pożegnania po meczu. Tak brzmiące głośno w głowie twoje słowa wypowiadane wczorajszego późnego wieczora bardzo często. Tak piękne i zapamiętane przeze mnie na zawsze "Kocham cię, Gabrysiu... Ciebie całą. Z wadami i zaletami... Z teraźniejszością i przeszłością..."

Doskonale pamiętam wszystkie momenty, w których padały te słowa. W każdej chwili dzisiejszego dnia przed oczami przewija mi się twój wczorajszy uśmiech po naszym pocałunku. Twoje oczy wypełnione były radością i wesoło śmiały się do moich. Twoja dłoń odnalazła moją, by przez całą drogę do hotelu jej nie puścić. To dziwne, ale czułam się tak, jakbyś odprowadzał mnie po randce do domu. Pamiętam, jak na pożegnanie wtuliłeś swoją twarz w moje włosy delikatnie oddechem muskając skórę na szyi, prosząc,  żebym trzymała za ciebie kciuki i nie pozwoliła ci zwątpić w swoje możliwości podczas trwania meczu. Pocałowałeś mnie tak delikatnie, tak jakbyś bał się, że ucieknę. 

Dziś punktualnie o dwunastej stoję oparta o ściany hotelu zamieszkanego przez polskich siatkarzy, czekając na twoje przyjście. Powinieneś wkuwać taktykę na finałowy mecz razem z innymi zawodnikami, lecz ty uparłeś się, że musimy porozmawiać. Oparłeś się, że musisz zobaczyć mnie przed meczem i to ja mam cię zmotywować, a nie trener czy koledzy. Ale ja nie umiem tak spokojnie mówić ci o tym, ze masz wygrać, ze masz zdobyć jak najwięcej punktów, że masz zostać MVP. Nie potrafię byś spokojna i opanowana w momencie, gdzie stoisz przede mną i słodko się uśmiechasz, nie żywiąc urazy do mojej osoby.

- Powiedz mi, że nie uciekniesz od razu po ostatnim gwizdku i nie znikniesz znowu z mojego życia, proszę - mówisz, gdy spacerujemy po parku Kościuszki, trzymając się za ręce.
- Zbyszek...
- Obiecaj, proszę... - zatrzymujesz się i wpatrujesz w moje oczy, zmuszając mnie do tego samego.
- Obiecuję... ale tylko pod warunkiem, że i ty obiecasz mi, że za wszelką cenę będziesz walczył o złoto. Rozumiemy się? - chwytając twoją twarz w dłonie śmieję się do ciebie, a ty kiwasz głową i delikatnie muskasz moje usta.
- Gabi, jesteś dla mnie ważna, słyszysz? 
- Nie chcę żadnych deklaracji... Niech zostanie tak jak jest... Ty też jesteś ważny... bardzo ważny - teraz to ja muskam twoje usta.
- Gabi, ja muszę coś załatwić z Michałem... Widzimy się na hali, tak? - kiwam głową. Całujesz mnie na pożegnanie i oddalasz się.

Katowicki Spodek. Godzina dwudziesta. Finałowy mecz Mistrzostw Świata. Pojedynek między Polską a Brazylią. Walka jednych z najlepszych drużyn na świecie o końcowy triumf, koronujący cały męczący sezon. Biało czerwona koszulka z numerem 9 i nazwiskiem Bartman zdobi dziś wiele ludzkich ciał. Wiele oryginalnych adidasowych koszulek wysoko wycenianych materialnie jak i sentymentalnie. Ale tylko dwie na całej hali z tym numerem mają większe znaczenie. Tylko dwie noszone były przez jej należytego właściciela. Jedną masz na sobie ty, a drugą ja.

Pierwsze dwa sety w waszym wykonaniu pozostawiają wiele do życzenia, ale nie ma się czemu dziwić, bo Brazylijczycy nie grali ani jednego pięciosetowego pojedynku, a wy mieliście takich już kilka na tym turnieju. Trzeci set wcale nie zaczyna się dla nas najlepiej. Kibice zaczynają wątpić, ale nadal zawzięcie wykrzykują bojowe hasła. Każdy z tych zgromadzonych tutaj ludzi wierzy. Wierzy, że jego ukochana reprezentacja wygra, ale ci trochę starsi boją się, żeby nie powtórzył się scenariusz sprzed ośmiu lat. Ja też się boję. Boję się, że się załamiesz, że zwątpisz w to, że jesteś świetnym graczem. Cholernie boję się uczucia, gdy zobaczę twoją zalaną łzami twarz.

Set trzeci, druga przerwa techniczna, przegrywacie dwoma punktami. Patrzysz na mnie smutnym wzrokiem, szukając jakiegoś pokrzepienia, lecz ja nie mam pomysłu, jak tchnąć w was moją wiarę w zwycięstwo. Nie potrafię po prostu w jakikolwiek sposób pokazać ci to, co siedzi w moim sercu. Nie potrafię wprost przyznać się przed tobą, że cię kocham. Jedyne na co mnie teraz stać, to wskazanie na ciebie palcem i przybliżenie go do mojego serca z równoczesnym, cichym wypowiedzeniem jednego z najważniejszych zwrotów dla każdego człowieka.

- Kocham cię...




Zbyszek.


Nie słyszę, co mówisz, lecz z ruchu twoich ust potrafię odczytać wszystko. Wystarczy tylko chwila, a ja już wiem, o co ci chodzi. Tylko sekunda, by zrozumieć, że przyznałaś się do tego, że mnie kochasz, że jestem dla ciebie kimś więcej niż tylko powrotem do wydarzeń sprzed roku. Teraz już wiem, że mam dla kogo walczyć na poważnie o ten medal.Wiem, że muszę dać z siebie wszystko, by za dwie godziny stać na najwyższym stopniu podium i śpiewać hymn, a potem porwać cie w swoje ramiona i zrobić to, co teraz uznaję za słuszne. Pewne są dwie rzeczy. Cała drużyna mysi zagrać na maksa, a ja już nigdy nie mogę cię stracić.


Niespełna piętnaście minut później schodzimy na krótką przerwę między trzecim a czwartym setem. Wyszarpaliśmy zwycięstwo i walczymy o końcowy triumf dalej. Na naszych twarzach nie ma już przeraźliwego strachu i przygnębienia. Jest za to lekki uśmiech i walka do końca wymalowana w naszych oczach. Czwarty set zaczynamy z przytupem. Nasza zagrywka miażdży przyjmujących z Brazylii, którzy albo wyrzucają Mikasę poza boisko, albo dostarczają ją nam do prostego zbicia. Seta wygrywamy z dziesięciopunktową przewagą. Wszystko zaczyna się od początku. Jeszcze to nie jest koniec.

Czuję na sobie tysiące ludzkich spojrzeń zgromadzonych w hali, jak i miliony wpatrzonych w ekrany telewizorów kibiców, którzy wierzą, że dobrniemy tą walką do końca. Każde to spojrzenie daje siłę i energię. A my? Z całych sił walczymy o każdy zdobyty w męczarniach punkt. Nie liczy się przytrafiona drobna kontuzja, każdy ból, odmawiające posłuszeństwa mięśnie i stawy. Liczy się zwycięstwo. Gramy na przewagi. Prowadzimy, a na zagrywkę idzie Michał, który wszedł za zmęczonego już Winiara. 

- Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa, Pieśni o Małym Rycerzu! - rozbrzmiewa na przerwie dla Rezende. Anastasi uśmiecha się tylko, bo już wie, że nie odpuścimy.

Wracamy na boisku i przy głośnym dopingu stajemy do akcji. Michał uderza piłkę, a ta zahacza o taśmę. Łukasz biegnie, ale nie ma po co. Nawet jeśli spadnie na naszą stronę, stracimy punk. Po drugiej stronie nie biegnie jednak nikt. Wszyscy podświadomie ustawiają się na środku boiska, nie reagując na piłkę, która powoli przetacza się na ich stronę. Centymetr za centymetrem, skrawek wysokości za skrawkiem wysokości, jeden krok Brazylijczyka do piłki - jedna cenna bliższość piłki do parkietu. Jeden punkt dla Polski, a my biegamy po boisku, słysząc na około brawa, krzyki, piski, radosny płacz. Podanie ręki pod siatką i jestem wolny.

- Zbyszek, kocham cię! - krzyczysz, a ja kręcę się z tobą wokół własnej osi, by po chwili zatopić usta w twoich i trwać w tej chwili dłuższy czas. Odrywam się tylko po to, by odebrać medal i zaśpiewać hymn, patrząc na powiewającą w hali, najwyżej zawieszoną biało czerwoną flagę. Z każdej strony rozbrzmiewają dumne dla każdego Polaka słowa Mazurka Dąbrowskiego, każdy zdziera gardło, by pokazać, że jest dumnym kibicem, każdy wiernie wpatruje się w powiewającego na fladze orła, który od lat strzeże naszego narodu, każdy chciałby choć na chwilę poczuć się tak, jak my, stojący na podeście dla Mistrzów Świata. Podchodzę do Magiery i zgodnie z umową dostaję mikrofon i coś jeszcze.

- Na hali jest pewna osoba, najważniejsza w moim życiu... Gabi, chodź do mnie, proszę... - wszystko ucicha, nikt nie niszczy tej chwili, nikt nie przerywa momentu, od którego zależy moja przyszłość. Biegnące wolno sekundy uświadamiają mi dopiero to, że przecież ty nie musisz chcieć takiego życia, jakie ja mam w głowie. Widzę twoją sylwetkę miedzy sypiącym się z sufitu konfetti. Jesteś uśmiechnięta, ubrana w moją koszulkę, szczęśliwa. Zmniejszam odległość dzielącą nas, by po chwili całkowicie ją zniwelować. Delikatnie muskam twoje usta, chwytam twoją dłoń. Na sali jest cała moja rodzina, wszyscy najbliżsi  którzy spodziewali się tego już dużo wcześniej. - Dobrze wiesz, że przeszłość w naszym przypadku zawsze będzie za nami chodzić. Dobrze wiesz, że oboje bez siebie nie znaczymy nic, ale razem jesteśmy całością nie do zburzenia. Wiesz o tym doskonale, że dzięki sobie nawzajem jesteśmy teraz innymi ludźmi. Na pewno pamiętasz wszystkie wspólnie spędzone chwile. Ale ja wiem jeszcze jedno. Kochasz mnie tak samo, jak ja ciebie - klękam przed tobą, nie zbaczając na wszystkich oczarowanych świadków tego, co się dzieje. - Gabrielo, czy zechcesz zostać moją żoną? - otwieram małe czerwone pudełeczko w kształcie serca i czekam na twoją odpowiedź...


~*~*~

I za tydzień zapraszam już na epilog :(
Nie chcę się jeszcze z wami żegnać, więc na razie o tym nie pisze ;)
Nie wiem, czy to się Wam spodoba, ale ja to miałam tak w głowie od dawna :P
To co, uniknę jakiegoś linczu za to, że skończyłam w takim momencie? ;)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*


11 października 2013

12. Kocham cię, kurwa, tak mocno cię, kurwa kocham i już dłużej bez ciebie nie wytrzymam...

Zbyszek


Każdy chce kochać i być kochanym. Każdy chcę się realizować i patrzeć, jak bliskie mu osoby są spełnione. Każdy z tych ponad siedmiu miliardów ludzi żyjących na Ziemi pragnie mieć obok siebie kogoś, kto będzie przy nim w najtrudniejszych chwilach. Każdy chce poznać kogoś, kto byłby najlepszym przyjacielem, uwielbianym kompanem do zabawy, idealnym kochankiem w łóżku. Przecież każdy człowiek chce być kochanym. Nie liczy się to, czym się zajmuje... Każdy z nas pragnie miłości.



Tylko dlaczego na świecie są takie osoby, które nie potrafią rozpoznać chwili, kiedy mają obok siebie tą najważniejszą osobę? Dlaczego jedną z tych osób jestem ja? Straciłem już miłość, lecz nadal mam przy sobie siatkówkę. Obchodzi mnie tylko boisko, każdy wygrany mecz, zdobyty przeze mnie punkt, każde wyjście na boisko w pierwszej szóstce. Patrzę tylko na wszystkich z reprezentacji. To z nimi utrzymuję jakikolwiek kontakt, oni są teraz jedynymi osobami, które mnie tolerują. To jedynie oni mają dla mnie teraz jakieś znaczenie i razem z nimi dążę do jednego celu. Dla nas liczy się tylko złoto...



- Chłopaki, wieczór macie wolny. Odpocznijcie, a rano spotykamy się na rozciąganiu przed półfinałem wieczornym - Anastasi odsyła nas do pokoi, by i samemu móc odpocząć. 



Wychodzę z sali, wsiadam do autobusu, zakładam na uszy słuchawki i odpływam od rzeczywistości. Z zewnątrz jestem jeszcze większym skurwielem niż byłem. Nie obchodzi mnie nic, poza czubkiem własnego nosa. Tak na prawdę jestem inny. Udaję tylko niedostępnego dla nikogo, naburmuszonego buca. Chcę kimś takim być i mieć wszystko głęboko, ale nie mogę... Nie po tym tygodniu z Gabrysią. Zmieniła mnie. W każdym mogę znaleźć jakąś nawet najmniejszą cechę, którą ma i ona. Każdy w jakimś stopniu mi ją przypomina. Ona cały czas siedzi mi w głowie.



Nie mam po co wchodzić do pokoju, bo wiem, że Michał chce pogadać na Skype z Monią. Nie mam po co chodzić do innych pokoi, bo każdy chce odpocząć, czy skontaktować się z rodziną. Każdy z nas te rodziny ma oprócz mnie. Nie chcę rozmawiać z rodzicami i wysłuchiwać tego, dlaczego pozwoliłem odejść Gabi. Myślą, że się pokłóciliśmy i niech tak zostanie. Jedynym rozwiązaniem jest spacer. Swobodnie wychodzę z hotelu i idę przed siebie. Nie patrzę na przejeżdżające samochody, nie widzę twarzy zabieganych ludzi, którzy chcą na czas dotrzeć na kolacje do domów, nie interesują mnie spojrzenia przechodniów, czy pytania z prośbą o autograf. Liczy się tylko muzyka i ty.



Wracam do hotelu, wchodzę do pokoju i słyszę tylko ciche pochrapywanie Michała. Znowu jesteśmy przyjaciółmi. Wszystko powoli naprawiamy. Wiem jednak, że nigdy nie będzie tak, jak było. Biorę szybki prysznic i kładę się na łóżku. Jutro najważniejszy dzień tych mistrzostw. Jutro zaczyna się prawdziwa walko o medal. Wygramy - mamy medal, przegramy - musimy się o niego bić. Cel jest jeden. Zwycięstwo...



Wygram to. Dla ciebie. Wygram po to, żeby udowodnić sobie, Tobie, rodzinie, natrętnym dziennikarzom, wątpiącym kibicom, prawdziwym fascynatom siatkówki. Udowodnię, że Zbigniew Bartman się nie stoczył. On tylko stracił jedną z najważniejszych cząstek siebie. Stracił swoją miłość. Ale zawsze będzie już kochać. Tą jedyną...




Gabrysia.



Marzenia zwykłych ludzi? Dobra praca, dostatnie życie, duży dom, dłuższe wakacje, realizacja pasji, szczęśliwa rodzina i ta jedyna, najważniejsza osoba u boku. Prawda, że jest to proste? Wystarczy marzyć o tak zwykłych rzeczach, by być szczęśliwym. Ale nie każdy może od tak o tym marzyć. Ja nie mogę... Ja marzę tylko o tym, by znów móc wtulić się w twoje ramiona i zasnąć obejmowana przez nie. Chcę codziennie rano, otwierając oczy, nie czuć dziwnego lęku, że nigdy nie będę szczęśliwa. Pragnę zapomnieć, ale wiem, że coś takiego nie nastąpi... Ale to tylko moje marzenia.



Dziś mecz półfinałowy między Polską a Rosją. Pierwszy mecz, który zobaczę od roku. Pierwszy mecz reprezentacji, na którym będę na hali i z całej siły będę zdzierać gardło, by wam się udało. Moje serce będzie się dalej łamać, a umysł wariować, byś tylko mnie nie zobaczył. Spełniam marzenie Michała. Obiecałam mu, że jak już będzie w pełni zdrowy, to zabiorę go na mecz i sprawię, że zobaczy swoich idoli. Poczuje się szczęśliwy. A ja? Ja będę cierpieć z mojej głupiej miłości.



- Gabi zejdziesz ze mną na dół, proszę - przeszywające spojrzenie brata proszącego o taką drobnostkę jednocześnie mnie cieszy, ale i wprawia w lęk. - Proszę...

- Biegnij, ja będę za Tobą - uśmiecham się do niego i po chwili widzę go już na dole przy barierkach boiskowych. - Zaraz wracamy - rzucam mamie i schodzę za bratem.


Doskonale wiem, że w każdej chwili może mnie zauważyć. Zdaję sobie sprawę z tego, że jego spojrzenie może doszczętnie złamać moje serce, jak i intensywniej przywołać wszystkie wspomnienia. Jestem pewna tego, że nasz możliwy kontakt wzrokowy zniszczyłby wszystko. Zrujnowałby całe nasze poukładane życia. Sprawiłby, że oboje zaczęlibyśmy się nienawidzić, a ja chcę zapamiętać tylko to, co było piękne. Nie chcę przypominać sobie jego wilgotnych od łez oczu, czerwonych, mokrych policzków, drgających ust. Chcę zapamiętać go takim, jak był przez ten tydzień.



Blisko dwie godziny później czuję, jak moje serce wykonuje około dwustu uderzeń na minute, gardło nie mogąc już krzyczeć, pozwala tylko na ciche śpiewanie "Pieśni o małym rycerzu", płuca ledwo co przyjmują tlen, a wszystkie mięśnie zmęczone są, jak po najtrwalszym i najcięższym treningu. Takie reakcje mojego organizmu potrafi wywołać tylko półfinałowy mecz siatkówki między drużyną Polski a Rosji przy stanie remisowym i zaczynającym się piątym secie. Jedyną reakcją mojego organizmu, nad którą nie mam całkowitego panowania, jest kierowanie wzroku na tylko jedną osobą na całym boisku. Cały czas siedzę wpatrzona w Ciebie...



Stan meczu to 2 - 2 w setach oraz po 14 w punktach. Potężnie zbudowany Rosjanin zmierza na zagrywkę. Podrzuca piłkę, uderza ją niemiłosiernie mocno, a te po dotknięciu siatki  zmierza w kierunku naszego zawodnika z dwójką na koszulce. Przyjmuje ją, ale w górę. Ktoś do niej dobiega, a ja już wiem, gdzie pójdzie wystawa. Śledzę układ twoich kroków, mocne wybicie, a po chwili wyskakuję z miejsca po udanym ataku. Idziesz na zagrywkę. Dostajesz piłkę. Wpatrujesz się w nią, by po chwili zawiesić wzrok na kibicach. Patrzysz po kolei na każdy sektor, a widząc wiarę w ludzkich spojrzeniach uśmiechasz się. Zerkasz również na jeden z dolnych sektorów. Twoje oczy przybierają kształt pięciozłotówek. Nie wierzysz w to co widzisz, a ja nie mogę uwierzyć, że patrzysz się prosto na mnie. 



Tę magiczną chwile przerywa trener Rosjan, prosząc o czas. Ty popychany przez kolegów idziesz do swojego trenera, lecz cały czas patrzysz się w moim kierunku. Uśmiechasz się, jednocześnie zatrzymując łzy wyciekające na policzki. Wracasz na parkiet. Całujesz piłkę, zerkasz na mnie. Uśmiecham się tylko, nawet nie próbując zatrzymać słonych kropelek wody wypływających z moich oczu. Robisz to samo. Podrzucasz piłkę, wybijasz się i z całej swojej siły, całego cierpienia, żalu, miłości uderzasz ją przed siebie. Zamykam oczy, by po chwili słyszeć tylko krzyk halowego komentatora:



- Jesteśmy w finale!!!



Nie otwieram oczu, nie reaguje na krzyki kibiców, głośne "dziękujemy". Nie zwracam uwagi na pytania mamy, kiedy wracamy do hotelu, ani na całego w skowronkach Michałka. Tak w zasadzie to nic mnie to nie obchodzi.  Nic w tym momencie nie ma dla mnie sensu. Wszystko mogło by nie istnieć. Proszę mamę, by sama wróciła do hotelu i wzięła Michała. Nie ruszam się z miejsca. Nie liczy się dla mnie płynący czas. Nadal mam zamknięte oczy i wsłuchuje się w te prorocze słowa piosenki. Słucham, jak Rojek dokładnie wymawia każde słowo. Każde słowo jest prawdą. Kiedy się spotkaliśmy, świat wypadał mi z rąk, nie wiedziałam, jak żyć, na twoją propozycje zgodziłam się łatwo. Tylko czy kiedykolwiek chciałabym umrzeć z miłości za Tobą?



- Gabi... - słyszę twój głos, powoli otwieram oczy i patrzę na ciebie. - Przepraszam...

- Nie... Ty akurat nie masz za co przepraszać. Ty dałeś mi najwspanialsze chwile w życiu, a to ja spieprzyłam te wspomnienia, bo się w tobie zakochałam... - chowam twarz w dłonie i liczę, że odejdziesz  Chybabym tego chciała. Nie musiałabym widzieć, jak płaczesz, jak drgają ci usta. Nie cierpiałabym tak, jak teraz, gdy chwytasz moją twarz w dłonie i każesz patrzeć w swoje zielone tęczówki. Nie musiałabym teraz walczyć z chęcią pocałowania cię teraz ten ostatni raz i odejścia. Nie. Ja teraz bym już nie żyła. Jesteś jak narkotyk dla mojego organizmu. Bez ciebie nie przeżyję. 
- Przepraszam za to co teraz powiem, ale muszę... Kocham cię, kurwa, tak mocno cię, kurwa kocham i już dłużej bez ciebie nie wytrzymam...


Jak czuje się alkoholik, który zaspokaja gardło porcją wódki? Jak czuje się wieloletni palacz, który po wielu latach katorgi i odzwyczajania się, wreszcie może spokojnie wypalić bucha? Jak czuje się narkoman na głodzie, który wreszcie dostaje działkę i bierze ją od razu? Ci ludzie nie wiedzą nawet, jak to jest odzyskać coś, co tak strasznie kochasz. Ci ludzie nie wiedzą, jak wali moje serce, jak szybko zaczyna płynąć krew, jak wielka chmara motyli zaczyna trzepotać skrzydłami w podbrzuszu, jak mózg pozwala na całkowite wyłącznie, kiedy czuję, jak gwałtownie przysysasz się do moich ust i nie chcesz się oderwać...



~*~*~
No i jak, podoba się zakończenie tego rozdziału :P 
Za tydzień ostatni rozdział, a potem tylko epilog :( Smutno mi.
Ale mam nadzieje, że po ostatnim słowie tutaj będziecie zadowolone ;)
A tak teraz trochę może nie w temacie, ale, jak wiecie, dziś grają nasi piłkarze.
Ja będę kibicować z rodziną przed telewizorem, a i was do tego zachęcam.
Wierzcie, póki jest to możliwe ;)
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

Nowości:

4 października 2013

11. Bo nie wszystko musi mieć swój szczęśliwy koniec... Ten ból jest dopiero początkiem czegoś większego...

Gabi

Rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt długich godzin. Nie liczę już nawet sekund. Tak wiele czasu, spędzonego w rzeszowskim mieszkaniu. Te setki samotnych wieczorów, przesiedzianych w Twojej bluzie z tym charakterystycznym mocnym zapachem, który z każdym dniem tracił na intensywności, ale w mojej podświadomości został na zawsze. Ten ogrom godzin przeleżanych w łóżku z mokrymi policzkami, zaczerwionymi oczami. Te minuty głupiego myślenia, co by było, gdyby... Nic by nie było. Nam nie było pisane to, by być razem. Jesteśmy całkowicie różnymi ludźmi z innych światów.



Nie wiem, co teraz się z tobą dzieje. Nie wiem, gdzie grasz. Odizolowałam się od takich informacji. Nie chciałam, by cokolwiek przypominało mi ciebie, choć sama to robiłam. Sama nieświadomie nie chciałam wyrzucić tej bluzy, którą nawet teraz mam na sobie. Podświadomie każdej nocy wpatruję się w Księżyc, myśląc o tym, co robisz? Zastanawiam się, czy jesteś szczęśliwy? Czy znalazłeś kogoś, kogo pokochasz i oddasz jej całego siebie? Czy dziewczyna, która będzie mieć ciebie całego, zrozumie to i odda ze zdwojoną siłą? Pytam się tej wielkiej, jasno świecącej gwiazdy, czy jeszcze kiedyś cię zobaczę? Odpowiedzią jest jednak głucha cisza...



Chciałam zapomnieć. Robiłam różne rzeczy. Chciałam poznać kogoś zwykłego i po prostu się w nim zakochać. Chciałam się z nim kochać i tylko jego mieć w tamtym chwilach w głowie. Chciałam oficjalnie przedstawić go mamie i móc powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Czy to na prawdę było tak wiele? Przecież ja chciałam tylko miłości. Ale nigdy tak nie było. Nigdy nie patrzyłam na mężczyznę bez względu na ciebie. Zawsze porównywałam to co robili do ciebie. Nikogo nie mogłam pokochać, bo moje serce nie chce pozbyć się Ciebie.



Ten rok zmienił wszystko. Nadal jestem Gabrielą Nowacką, ale nie pracuje już w klubie. Nie ma już wspólnych cech z tym "starym" życiem. Nie ma już nawet jednego wspólnego mianownika, między mną z przeszłości, a mną z teraz. Wszystko zginęło wraz z rozstaniem. Zginął lęk, strach, kłamstwa. Zginęła też pewność siebie i perwersyjność zachowania. Zginęła dawna zagubiona Gabi. Teraz jest stanowcza i dążąca do celu Gabriela. Priorytetem są studia i dobry kontakt z Michasiem. Jego zdrowie całkowicie wróciło do normy. Dzięki operacji może żyć normalnie bez żadnych ograniczeń. Pieniądze były wtedy bardzo potrzebne, ale gdybym mogła cofnąć się w czasie, nigdy bym się na to nie zgodziła.



Gdybym mogła zacząć to jeszcze raz, nigdy nie pozwoliłabym, żeby o tym, ile spędzimy razem czasu, decydowała jakaś umowa. Nie pozwoliłabym, żeby wyznacznikiem były pieniądze. Nie chcę potem cierpieć tak, jak teraz. Nie chcę kochać na odległość...



- Gabrysiu, co się dzieje, słonko?

- Myślę, mamuś... 
- O nim?
- Tak...
- Kochanie, wyjścia są dwa... Albo zapomnisz i zniszczysz sobie życie... Albo będziesz walczyć. Znajdź go, powiedz, co czujesz, a jeśli powie, żebyś więcej go nie szukała, odejdź... Nigdy potem nie pomyślisz, że nic nie zrobiłaś. To on zrezygnował, nie ty... - przytula mnie do swojego matczynego ramienia, a ja się rozpadam.


Rozpadam się na takie maluteńkie cząsteczki. Każda jest częścią mnie, lecz każda czuje co innego. Każda z nich rozdrapuje jakąś ranę. Każda tak strasznie kaleczy serce. Każda powoduje płynięcie krwi w moim ciele. Każda podcina mi skrzydła, równocześnie ciągnąc w górę. Każda komórka mojego ciała pragnie twojego dotyku. Każda część ciała pragnie pieszczot twoich ust i dłoni. Każda część mnie tak  na prawdę nigdy nie przestała pragnąć ciebie. Nigdy nie przestałam cię kochać, Zbyszku...



Tęsknię. Tak cholernie brakuje mi wszystkiego, co związane z Tobą. Brakuje mi głosu, ciepła, dotyku, zapachu... Tęsknię za tymi wieczorami, gdy leżałam blisko ciebie i bezczelnie wsłuchiwałam się w bicie twojego serca. Tęsknię za godzinami pełnymi twoją obecnością przy mnie. Tęsknię za atmosferą, jaka panowała w twoim domu. Tęsknię za tą magicznością płynącą od ciebie, jak i twoich bliskich. Tęsknię za tymi momentami, gdy moje ciała przeszywały dreszcze powodowane twoim dotykiem. Tęsknię za możliwością przytulenia się do ciebie, gdy spałeś. Tak cholernie tęsknię za Tobą...



- Gabi, chodź pograsz ze mną w piłkę - do pokoju wpada Michał. Radosny, roześmiany od ucha do ucha.

- Siadaj - poklepuje miejsce obok siebie, a brat siada na nim. - Michaś, zawsze będziesz moim małym braciszkiem, zawszę będę cię bardzo mocno kochać, zawsze będę przy Tobie, zawsze będziesz mógł na mnie liczyć, ale... Michaś, ja chcę wyjechać... Nie wiesz o mnie wszystkiego, ale tak będzie lepiej dla wszystkich... 
- Na pewno nie dla mnie i mamy! - wybiegł z pokoju.


Nie... To nie tak wszystko miało wyglądać. Moje sny z dzieciństwa mówiły co innego. Miałam byś piękną, bogatą, szczęśliwą, ale samotną księżniczką, która czeka na swojego księcia. Pewnego dnia podjechałby pod moją wieżyczkę na białym koniu i powiedział, że mnie kocha. Miał mi się oświadczyć, a potem miał być ślub, dzieci i szczęście nie do opisania. Ale tej bajki nie będzie. Teraz nie będzie już żadnej.  Tak bardzo cię potrzebuję, Zbyszku...




Zbyszek



Rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni we Włoszech. Cały sezon pełen rozczarowań, porażek reprezentacji, ciekawości, aklimatyzacji, powrotu radość z gry, dobrych meczy, zwycięstw w klubie. Sezon gry na najwyższym poziomie, brąz Ligi Mistrzów, złoto ligi włoskiej, statuetki MVP. Cały sezon rezygnacji z prywatności. Przez ten cały czas liczyła się tylko siatkówka. To ona była moją jedyną stałą kochanką. To ona widziała, jak staczam się na samo dno w pierwszych dniach od rozstania, jak baluje w klubach w Modenie i zatapiam smutki w alkoholu, nie przychodząc na treningi. To ona widziała moje największe sukcesy. Tak po prostu była, jest i będzie już na zawsze w moim życiu.



Tak, jak kiedyś powiedziałaś, świat o tobie nie mówi, więc nic o tobie nie wiem. Nie wiem, czy nadal mieszkasz w Rzeszowie, czy nadal jesteś striptizerką, czy nadal tańczysz dla takich napalonych facetów jak ja rok temu. Może teraz wreszcie jesteś szczęśliwa. Może jesteś z kimś, kto zaakceptował cię taką, jaką jesteś i nie zostawił, tak jak ja. Może teraz wreszcie kogoś prawdziwie kochasz, tak jak ja kochałem ciebie. Może czujesz, że to ta właściwa osoba, jak i ja czułem, mając cię obok. Może tak na prawdę nic się nie zmieniło i następny facet namówił cię na tydzień z nim. Może...



- Cześć... - mówię niepewnie, stojąc w progu mieszkania Kubiaka i jego narzeczonej. - Jest Michał? - to dziwne, ale kobieta, z którą kiedyś mogłem śmiać się, rozmawiać, balować do upadłego, teraz wydaje mi się obca. Ale to moja wina.

- Tak, jest... Wchodź, ja i tak wychodzę, Michał jest w salonie.


Zamyka za sobą drzwi i wychodzi. Powinienem w ogóle tu nie przychodzić. Nie teraz, gdy oboje na głowie mają ślub. Moje problemy nie są im potrzebne. Ale z drugiej strony musiałem. Obiecałem to Gabrysi. Przymykam oczy i widzę jej sylwetkę. Uśmiechniętą, radosną, zajętą czymś. Obok niej dziecko. Najgorsze jest to, że to nie do mnie się przytula, nie mnie całuje, nie mnie kocha...



- Co tu robisz?! - słyszę po przekroczeniu granicy pomieszczenia. - Do reszty chcesz mi rozpieprzyć życie?! Albo może znowu chcesz mi przyłożyć, bo twoja aktualna panienka się puściła i nie masz kogo dymać?! Po co, do kurwy nędzy, przychodzisz do mnie po trzech latach?! - lokalizuje się przede mną, trzymając w dłoniach moją koszulkę.

- Chce się pogodzić... 
- Co? Ty? Nie... - odchodzi ode mnie. 
- Daj mi coś wyjaśnić...
-Ale co ty masz do wyjaśniania?! To, że jak zobaczyłeś większą kasę, miałeś dobrą dupe przy sobie, to ześwirowałeś?! To, że nie miałeś własnego zdania, a ta larwa potrafiła cię tylko wykorzystywać, żebyś dawał jej kase i znajomości?! Chłopie, nie uważasz, że już trochę za późno? Nie jesteś już tym Zbychem, który balował ze mną do białego rana, który zawsze potrafił postawić mnie do poziomu i kazać się uspokoić, bo kasa to nie wszystko. Stary, obaj się zmieniliśmy. Obaj mamy inne priorytety. Ja chcę założyć rodzinę, a ty przelecieć wszystkie panienki w mieście, w którym aktualnie jesteś... Nigdy nie będzie, tak jak było, nawet jeśli każdy z nas by tego chciał...
- Ale ja się zmieniłem. Michał, proszę, daj mi powiedzieć to, co było i dlaczego tu jestem, a potem, jeśli powiesz jedno słowo, wyjdę i więcej tu nie przyjdę - po chwili siada na kanapie i kiwa głową. - Aśka mnie tak zmieniła... Wiesz dobrze o tym, więc nie mam co ci opowiadać... Rok temu spotkałem dziewczynę. Ale nie taką następną panienkę na jedną noc, nie taką, o której następnego dnia nie będę pamiętał. Gabi była inna...  - mówiłem wszystko, każdy dzień streściłem i przekazałem go Michałowi. Nic nie mówił, tylko patrzył na to, jak chodzę w tą i z powrotem. Nie przerywał, nie kazał się wynosić. Wysłuchał. - Wiem, że wszystko już stracone, ale ja ją na prawdę kocham... Gdyby nie ona, nie było by mnie tu...
- Przecież nie widziałeś jej rok, więc jak?
- Dopiero teraz dojrzałem do tego, żeby wyciągnąć rękę do ciebie i przyznać się do błędu. Stary, ja dopiero teraz wiem, jakim byłem zapatrzonym w Aśkę pachołkiem, z którym mogła zrobić wszystko... 
- Cieszę się z tego, nawet jeśli to o trzy lata za późno - wyciąga w moim kierunku swoją dłoń. - Ja też postąpiłem źle... Skończmy już to całe obrażanie. Zgoda?
- Zgoda - podaje mu dłoń, lecz już po chwili ściskamy się przyjacielsko.


Takiego wieczoru nie spędziłem już od bardzo dawna. Na luzie siedzę na kanapie Michała, oglądając razem z nim mecz koleżanek po fachu w Grand Prix. Komentujemy, śmiejemy się, cieszymy ze zdobytego punktu, krzyczymy, gdy sędzia popełnia błędy. Jesteśmy wreszcie sobą. Nie kończy się na wspólnym oglądaniu spotkania siatkarek. Wychodzimy do klubu, który był naszym ulubionym podczas wspólnej gry w Jastrzębskim. Bawimy się z nowo poznanymi kobietami, które strasznie się do nas kleją, lecz żaden z nas nie ma ochoty na epizody z nimi.



Zmęczony opadam na jedną z kanap przy ścianie, a Kubiak obok. Sapie i mówi załamany, że więcej nigdzie ze mną nie wyjdzie, bo się odzwyczaił od takiego ostrego picia i zabawy, ale ja go nie słucham. Widzę tylko jedną osobę. Tak złudnie przypominającą mi Ciebie, lecz to nie ty. Ma inne oczy niż ty. Twoje zawsze były radosne, iskrzące, takie  nasycone intensywnością brązu.  Twoje były takie radosne, gdy nasze twarze dzieliły milimetry. Na policzkach pojawiały ci się rumieńce, gdy mówiłem, że jesteś piękna. Twoje ciało drżało, gdy tylko jeździłem opuszkami palców po aksamitnej skórze. Przez ten tydzień byłaś tylko moja...



Tęsknię. Nie za twoim ciałem, lecz duszą. Pragnę znowu mieć cię przy sobie. Chcę poczuć ponownie smak twoich warg. Czuję, że nie dam rady zapomnieć i na czysto związać się z kimś innym. Kimś odmiennym od ciebie. Kimś, kto nie będzie tobą, a innej niż ty, nie chcę...


~*~*~
Spieprzyłam wiem...
Mam nadzieje, że są jeszcze osoby, które się nie zraziły do Zbyszka i Gabi i poczekają jeszcze te dwa/trzy rozdziały i przeczytają epilog, którego tak na prawdę jeszcze nie ma...
Rozdział przejściowy. Następny będzie już o MŚ, więc będzie, mam nadzieję, mniej nudno ;)
No to ten... trochę mi się to trudne zaczyna robić, ale wyjdę z tarapatów ;)
Mam już trumnę szykować dlatego, że tak mieszam i mącę w ich życiu? Kari mówi, że mnie zabijecie za to :P
Pozorność pierwsza <-- zapraszam ;)
Jednopartówka o Fabianie <-- polecam ;)
Pozdrawiam, 
Dzuzeppe :*