Zbyszek
Czwartek... Zdawało by się, że następny okropny, znienawidzony przeze mnie dzień, a jednak jest inaczej. Wszystko jest inaczej, niż jeszcze tydzień temu. Jest zgoła inaczej niż wczoraj. Wczoraj chodziłem zdołowany, skacowany, a dziś jestem tylko zmęczony i nie jest to spowodowane mocnym treningiem, ale wspólną nocą, spędzoną właśnie z Tobą. Z tą, która upierała się, że się nie znamy. Już się znamy Gabrielo. Można by powiedzieć, że od wewnątrz wspaniale, że znamy się dogłębnie, ale nic o Tobie nadal nie wiem...
Śpisz... Tak słodko się uśmiechając. Śpisz naga przede mną i nie zdajesz sobie sprawy, że kołdra co chwilę samoistnie zsuwa się z Twojego ciała, które odkrywa się przed moim wzrokiem. Dopiero teraz widzę, że masz pieprzyk na obojczyku. Widzę również to, że Twoja sylwetka jest idealna. Widzę, że śniąc, odrywasz się od rzeczywistości, bo uśmiech już od parunastu minut nie schodzi Ci z twarzy. Przeciągasz się, a kołdra coraz bardziej się zsuwa.
- Witam śpiącą królewnę - mówię, delikatnie głaszcząc Twój policzek.
- Cześć... Długo nie śpisz i mi się przyglądasz? - zauważasz swoją nagość i gwałtownie naciągasz na siebie pościel.
- Nie masz się czego wstydzić - kwituję Twoje zachowanie śmiechem. - Chwilę, a właściwie to będzie już z godzina - uśmiecham się, ale ty tylko chowasz głowę pod poduszkę. - Co jest?
- Kompromituję się przed Tobą.
- Wcale nie...
- Nie kłam, proszę... A z resztą, to chyba muszę wstawać, a no i ty chyba musisz się zbierać, już nie?
- A nie muszę... Właściwie to dziś zabieram Cię na zakupy - mówię, gdy stoisz owinięta w pościel na środku sypialni, a ja leżę w łóżku. Patrzysz dziwnie na mnie, więc kontynuuję. - No muszę sobie garnitur kupić, a i dla ciebie jakąś nową sukienkę. Przecież w końcu jestem Twoim klientem, więc chcę, żebyś ładnie wyglądała...
- Zapamiętaj sobie, że tylko klientem... - mówisz i wychodzisz.
Chciałbym to zmienić Gabrielo... Tak bardzo chciałbym cofnąć tych parę wypowiedzianych słów, po których stajesz się smutna, ale nie mogę. Mogę jedynie sprawić, żeby ten tydzień był niezapomniany, a może wtedy będę wiedział, co dalej mam zrobić z własnym życiem. Może wtedy się coś zmieni. Właśnie może... Nienawidzę gdybania...
Dwie godziny później jemy śniadanie w McDonaldzie, bo nie chciało się nam robić samemu posiłku. Następnie ruszamy w drogę do centrum handlowego. Nie cierpię tego, jak ludzie zaczepiają mnie na środku chodnika i proszę o autograf, zdjęcie. W ogóle nie cierpię ludzi... Nie cierpię ich wzroku wpatrzonego we mnie, tych maślanych oczu nastolatek, irytacji u mężczyzn, że ich kobiety ubóstwiają właśnie mnie, współczucia prawdziwych kibiców, jak mi nie idzie... Dlaczego nie mogę teraz spokojnie zamknąć się w mieszkaniu i zalać się w trupa?
- Zbyszek, do cholery, nie wierć się tak, bo cię uduszę, wiążąc ten krawat pieprzony - odzywasz się, będąc ze mną w przymierzalni. - Schyl się, bo dosięgnąć nie mogę i mi nie wygodnie - spełniam Twoją prośbę, ale w innym stopniu. Siadam na krześle, a ciebie wciągam na siebie i zmuszam, byś usiadła na mnie okrakiem.
- Tak lepiej skarbie? - ściskam Twoje pośladki, podtrzymując Twoje ciało.
- Nie zupełnie... - powracasz do wykonywanej czynności. - Możesz zabrać ręce?
- Ale dlaczego? - lekko się uśmiecham i robię minę dziecka, które coś spsociło, ale chce to ukryć.
- Bo jesteśmy w przymierzalni, jakbyś nie wiedział - wstajesz i wychodzisz, a mi nie pozostaje nic innego, jak przebrać się i pójść do kasy z garniturem, tylko najpierw muszę się od niego uwolnić...
- Gabryśka, rozwiąż teraz to dziadostwo...
- Przymierz jeszcze jakąś inną, co? - mówię widząc kolejną już sukienkę. Powoli dostaję szału od tych kolorów, wzorów, fasonów i nie wiadomo czego jeszcze...
- Ale dlaczego ta ci się nie podoba?
- Bo jest za krótka, widać całe Twoje nogi, masz prawie tyłek na wierzchu i się po prostu na nią nie zgadzam!!! Przecież nawet moja podkoszulka jest od niej dłuższa! Z resztą ty nie pasujesz do takich rzeczy... - opuszczam wzrok. Dobrze, że nie ma przy nas wścibskiej ekspedientki, którą przed chwilą spławiłaś.
- Skąd możesz wiedzieć do czego pasuję, skoro mnie nie znasz?!
- Ale chcę Cię poznać... - podchodzę do ciebie. - Może przymierz tą, co? - wskazuję na delikatną sukienką, która mi się podoba. - Gabrysia, proszę... - zgadzasz się bez słowa i znikasz za zasłonka.
- Zbyszek, zasuń! - krzyczysz, więc wchodzę do ciebie i nie wiem co powiedzieć. Wyglądasz o niebo lepiej niż w poprzedniej sukience. Teraz wiem, że do ciebie pasuje. Bo ty nie jesteś wyrachowaną suką, tylko wrażliwą, piękną kobietą, w której się zatracam... Zatracam się bardzo powoli, ale z każdą chwilą coraz bardziej. Boję się tylko tego, że kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym będziemy musieli się rozstać...
Gabi.
Droga... Droga z Rzeszowa do Warszawy. Droga do domu Twoich rodziców. Do Twojej rodziny. Do Twojego życia, które jest zupełnie inne niż to moje. Twoje jest idealne. Masz pieniądze, nie musisz się o nic martwić, nie okazujesz złych emocji, masz szczęśliwą rodzinę... Wasz wszystko to, co ja miałam jeszcze kilka lat lat temu. Tak bardzo chciałabym wrócić do tamtych chwil, ale wiem, że to jest niemożliwe.
Całkowicie nie pasuje do tego Twojego idealnego świata i zastanawiam się, dlaczego w ogóle się na to zgodziłam... Czy chodzi mi tylko o pieniądze na operacje Michałka? Czy też może chce się chociaż przez te kilka dni, poczuć jak kobieta? Albo chce się oderwać od tego, co mam na co dzień, chce oderwać się do mojej "pracy"? Nie wiem... Chyba byłabym dobrym politykiem, bo oni też nic nie wiedzą, a jeszcze im za to płacą...
- Jesteśmy na miejscu. - mówisz i wysiadasz z samochodu, a ja robię to samo. - Więc witaj w moim królestwie z dzieciństwa i młodości... Witaj w domu - chwytasz moją rękę i ciągniesz w kierunku wejścia. Spoglądam na nasze splecione dłonie. - No co? Przecież jesteśmy parą, Kotku - znowu wybuchasz śmiechem.
- Zbyszek, jak ja cię dawno nie widziałam... - zaczyna się z tobą witać. Następnie wita się ze mną, jako Twoją dziewczyną. Od razu ciągnie nas do kuchni i zaczyna robić kanapki, które pochłaniamy w zawrotnym tempie.
Gdy już jesteśmy wypytani o wszystko, co tyczy się nas, idziesz po walizki, a ja lokuję się w Twoim pokoju na samym poddaszu. Łóżko, szafa, biurko. To jedyne meble, no chyba że masę półek z medalami i pucharami można nazwać meblami, to pomieszczenie jest nimi zawalone, jak i dyplomami na ścianach. Po chwili wchodzisz do pokoju i stawiasz walizki pod oknem.
- Będziemy spać razem? - pytam jakby retorycznie, bo przecież znam odpowiedź
- Wiesz, że nie mamy innego wyjścia - podchodzisz do mnie. - Gabi, proszę zapomnij o tym co zostało w Rzeszowie i po prostu dobrze się baw... - wpatrujesz się we mnie. - Zrób to dla mnie... Uśmiechnij się...
- No dobra... - nie kończę, bo do pokoju wpada jakaś dziewczyna, której oczy są takie jak Twoje.
- Yyy.. To może ja wam nie będę przeszkadzać - wzrok kieruje na nas obejmujących się. Znaczy Zbyszek mnie obejmuje, moje ręce swobodnie zwisają.
- Nie przeszkadzasz... Kasia, poznaj moją dziewczynę, Gabrysię.
- Miło mi - podaje jej rękę.
Schodzimy razem na dół, gdzie w salonie jest pełno dziewczyn w moim wieku, jak i tych młodszych czy starszych. Przedstawiam się każdej z osobna i dowiaduję się, że zostałam gościem na wieczorze panieńskim przyszłej Panny Młodej. Zbyszek zostawia mnie samą z dziewczynami, i swoją mamą, z którymi łapię kontakt, a sam z Tatą wychodzi do ogrodu w widzę jak razem coś majstrują przy grillu.
Wszystkie bawimy się bardzo dobrze, kiedy my wychodzimy na dwór panowie idą do domu i tak na zmianę. Około pierwszej w nocy towarzystwo się wykruszyło i zostałam ja, Kasia i Marlena, jej druhna, która będzie również tutaj nocować. Biorę szybki prysznic i po chwili po cichu wchodzę do Twojego pokoju. Spisz... W świetle księżyca Twoje rysy są takie męskie, pociągające, jak i Twoja naga klatka piersiowa, bo śpisz bez koszulki. Jesteś bardzo przystojny Panie Bartman. Uśmiecham się sama do siebie i kładę się obok.
Leżę już od godziny i co chwilę zmieniam pozycję. Nie śpię, bo nie mogę. Zawsze tak mam, gdy wypije za dużo, a dziś niewątpliwie wypiłam więcej niż jedna lampka wina. Jak jestem zalana w trupa, to śpię na stojąco, a jak kontaktuje, to się męczę. Organizm po tatusiu... Którego już nie ma... Przysuwam się do Ciebie. Akurat rękę masz pod głową, więc lokuję się po Twojej prawej stronie, a moja głowa sama ląduje na Twojej piersi.
- Jeszcze nie śpisz? - pytasz, obejmując mnie ramieniem. - Dużo wypiłaś?
- Właśnie nie... Już tak mam, że nie mogę spać, kiedy wypiję umiarkowaną dawkę... - odpowiadam, a do mich nozdrzy dociera zapach Twojego żelu pod prysznic, który powoduje, że oczy same mi się mrużą. - Zbyszek, proszę spraw, żebym padłą ze zmęczenia za chwilę, bo inaczej to całej nocy nie prześpię...
- Ale co mam zrobić?
- Kochaj się ze mną...
- Jesteś pijana... Nie wykorzystam cię...
- Jakoś w poniedziałek ty byłeś pijany, a ja się zgodziłam... - odwracam się plecami do ciebie i próbuję zasnąć.
Dlaczego musiałeś się pojawić w moim życiu, Bartman?
~*~*
Witam :*
Historia powoli się rozkręca i mam nadzieje, że nadal będzie was tu tak wiele, jak wcześniej :)
Taka mała sprawa jest. Nie wyświetlają się tutaj komentarze z Google +, więc proszę Was o dodawanie z profilów Bloggera, czy anonima, tak będzie wygodniej :)
Zapraszam na 17 na http://the--past--in--the--future.blogspot.com/
No to do następnego :*Dzuzeppe