Gabi
Miłość? Zauroczenie? Czy tylko pragnienie? A może nic z tych rzeczy? Może to tylko litość? Nie wiem. Wszystkie moje myśli legły w gruzach po naszym nocnym spacerze i późniejszej nocy, wcale nie spędzonej na spaniu. Nie wiem, czy nie powinnam od tak spakować swoich rzeczy i zniknąć z Twojego idealnego, jak dla mnie, życia. Nie wiem, czy nie lepiej by było, gdybym w ogóle się nie zgodziła na Twoją propozycją. Nie wiem, czy to wszystko ma jeszcze jakikolwiek sens? Nie wiem, jak zakończy się nasz znajomość, ale wiem, że będzie boleć.
Będzie boleć gorzej niż utrata ojca; cierpienie po jego stracie; patrzenie, jak z każdym kolejnym dniem, mama popada w depresję; zmuszanie siebie do udawania, że wszystko jest w porządku; wiadomość o chorobie Michała... To będzie gorsze, bo było za piękne, żeby mogło trwać jeszcze dłużej. Nic nie może trwać wiecznie, ale tak wiele rzeczy chciało by się, by trwały bardzo długo. Czy marzę o jakiejś magicznej mocy, która pozwoliłaby mi wymazać Ciebie z pamięci? Jednocześnie tak i nie. Żyłabym tak, jak do tej pory: jak dziwka, ale nie mogłabym pamiętać tych wspaniałych wspólnych chwil.
- Powiedz mi Gabrysiu, jak wy się w ogóle poznaliście ze Zbyszkiem - pyta Twoja mama, pakując ci jedzenie na najbliższy tydzień chyba do koszyka. - Wcześniej nie było nawet czasu, żeby o to zapytać - uśmiecha się radośnie. Co mam jej powiedzieć? Prawdę, czy znowu mam kłamać, wymyślając nierealną historykę o miłości od pierwszego widzenia?
- W zasadzie to my poznaliśmy się w dość banalnych okolicznościach - zaczynam mówić, a czuję, że w moim gardle pojawia się gula. - Poznaliśmy się w klubie, w którym pracowałam... dorabiając do studiów - przecież powiedziałam prawdę, więc dlaczego zbiera mi się na wymioty, myśląc o tym, co będzie, jeśli ona dowie się prawdy?
- A co studiujesz?
- Medycynę... - w końcu pojawiasz się ty. Widząc moje zdenerwowanie i wystraszone spojrzenie, od razu domyślasz się, dlaczego tak się właśnie zachowuję. Podchodzisz, przytulasz i całujesz w czubek głowy. Czy nie mogło by być tak już zawsze?
- Mamuś, nie magluj już jej tak... My znamy się bardzo krótko i proszę cię, zachowuj się normalnie - puszcza jej oko i ciągnie mnie do wyjścia.
Lubisz pożegnania? Lubisz te chwile, gdy musisz się z kimś lub czymś rozstać, a wcale tego nie chcesz? Lubisz widzieć tą rozpacz w oczach matki, że zobaczy cie najprawdopodobniej dopiero na święta Bożego Narodzenia? Lubisz patrzeć, jak rozżalonym Twoim wyjazdem ojciec klepie cię po plecach na pożegnanie? Lubisz widzieć to, jak szczęśliwa do tej pory siostra smutnieje, bo wyjeżdżasz? Zdecydowanie nie lubisz, bo zachowujesz się prawie tak samo jak oni, co i u mnie powoduje przypływ jakiś dziwnych emocji. Przywiązanie? Troska o szczęście? Jedyne co mogę powiedzieć to to, że przy Tobie kompletnie nic nie wiem...
- Gdzie właściwie jedziemy? Przecież miałam być tylko u Twoich rodziców? - pytam zaciekawiona krajobrazem zza okna. Tak rożnym od tego, który widuję na co dzień ze swojego okna. Krajobrazem pojezierzy, a konkretnie Pojezierzem Wielkopolskim.
- Wiem, gdzie miałaś być, ale nie chciałem tam zostawać dłużej, bo chcę pobyć tylko z Tobą - nie spuszczasz wzroku z drogi, którą jedziemy. - A to gdzie jedziemy, to niespodzianka, więc spokojnie możesz teraz trochę się zdrzemnąć, bo jeszcze ze dwie godziny drogi przed nami - dopiero teraz zerkasz na mnie i uśmiechasz się. - Uśmiechniesz się chociaż?
- A mam po co?
- A po to, żeby zrobić mi przyjemność? - zerkasz ukradkiem na mnie, równocześnie patrząc na drogę. - To jak?
- Masz i się ciesz, bo na więcej się nie wysilę - wystawiam i język, by po chwili pokazać swoje uzębienie.
- A żebyś wiedziała, że się cieszę... Z tyłu masz koc, jeśli chcesz to na prawdę możesz się zdrzemnąć.
Zbyszek
Sekundy. Minuty. Kwadranse. Godziny. Doby. Dni. Tygodnie. Miesiące. Lata.
Ile nam zostało? Ile czasu moje oczy mogą cieszyć się jeszcze Twoją obecnością przy mnie? Ile pozostało mi, biegnących w zawrotnym tempie, sekund - tych małych jednostek czasu, które razem tworzą ogrom? Ile minut mogę jeszcze wlepiać w Ciebie spojrzenie, marzące o Twoim widoku już każdego dnia? Ile kwadransów, nieubłaganie płynących, moje uszy będą wypełniać się Twoim aksamitnym głosem, który mam ochotę nagrać i odtwarzać przez cały, nieustający w trwaniu, czas? Ile jeszcze godzin pozostało mojemu ciału, aby mogło poczuć obecność Twojego, leżącego tak blisko, że nie będzie już naszych osobnych myśli, lecz jedna całość? Ile jednostek czasu moja zbłąkana i zepsuta dusza jak i ciało będzie mogło leczyć się i powracać na tą dobrą drogę właśnie przy Tobie? Ile czasu nam pozostało, Kochanie?
Zmieniam się. Czuję, że jeszcze nigdy nie byłem tak wielu rzeczy pewien, jak podczas tych kilkudziesięciu godzin spędzonych przy Tobie. Powoli zatracam się we własnych myślach i nie mam pojęcia, jak to będzie, gdy wyjadę. Jak będzie wtedy, gdy zostanę sam na osiem miesięcy, zajęty siatkówką, meczami, a wyjęty z normalnego życia. Tak usilnie próbuję wyobrazić sobie, jak będzie wyglądało moje mieszkanie w Modenie, ale gdy tylko przymknę oczy, to nie widzę pustych, smutnych czterech kątów, ale roześmiane twarze małych dzieci radośnie szczebiocących nad wyraz słowo "tata", smukłą sylwetkę kobiety, trzymającej na rękach jeszcze jednego maluszka, który tak usilnie wyciąga ręce w czyimś kierunku.
Natychmiastowo otwieram oczy, uświadamiając sobie, co tak na prawdę sobie wyobraziłem.
Zatrzymuję się na stacji i odwracam wzrok na ciebie. Niewzruszona śpisz, lekko się uśmiechając, co i moje policzki wprawia w lekkie uniesienie. Pochylam się nad Tobą, składam bardzo delikatny pocałunek na Twoim czole, abyś się nie obudziła, wracam do poprzedniej pozycji robię coś czego nigdy bym się po sobie samym nie spodziewał. Szepczę ledwo słyszalne dal innych, a huczące w mojej głowie, kocham cię Skarbie, by od razy wysiąść z pojazdu i udać się po coś do jedzenia i picia. Czy zrobiłem to na prawdę? Czy jest możliwe to, że przyznałem się do jakiejś dziwnej relacji, panującej między nami? Czy odważę się kiedykolwiek, aby powiedzieć ci to prosto w twarz?
- Wstawaj śpiochu - muskam opuszkami palców Twój odsłonięty obojczyk, by zaraz zostawić na nim mokry ślad po ustach. - Gabrysia, bo Cię zaraz siłą zaciągnę do pobliskiego kibla - szepczę prosto do ucha i ukradkiem widzę, jak się uśmiechasz.
- Takich atrakcji to ja nie potrzebuję, ale za to czymś do jedzenia nie pogardzę.
- To ty sobie jedz, a ja dalej prowadzę - posyłam ci uśmiech, odpalam silnik i ruszam w dalszą drogę do celu. Do wymarzonego miejsca, stworzonego, by spędzać czas z wyjątkowymi osobami. Dla mnie jesteś nią ty...
Po niespełna godzinie, wjeżdżam na podjazd domku, zajmowanego niegdyś przez moich zmarłych dziadków. Parkuję przed drzwiami, wychodzę z auta, obchodzę go, by otworzyć ci drzwi. Nic nie mówisz, a jedynie rozglądasz się w około. Na Twojej twarzy pojawia się taki niepohamowany, szczery, delikatny uśmiech. Taki obrazujący bezgraniczną radość i ciepło, płynące równocześnie z wygiętych ust i iskrzących oczu. Oczu tak przepełnionych brązem i ognikami w środku, że aż emanującymi na zewnątrz i rozświetlającymi otoczenie swoim blaskiem. Tak magicznych i przyciągających wzrok oczu jeszcze nigdy nie widziałem u kobiety.
- Tu... To jest jakaś magia...
- To nie magia... To dopiero początek - odsłaniam Twój kark i szepczę we włosy.
Prowadzę cię do środka, pokazuje cały dom i zamykam cię, zgodnie z prośbą w łazience, abyś miała trochę czasu dla siebie. Sam wnoszę do wewnątrz nasze walizki oraz jedzenie, które dała nam mama. W domku powoli zaczyna robić się ciemno, więc rozstawiam wszędzie małe świeczki i zapalam jedną po drugiej. Czuję ich aromatyczny zapach. gaszę wszystkie światła i czekam już tylko na ciebie w blasku świec. chwilę później widzę już Twoją osobę odzianą tylko ręcznikiem, który ci zostawiłem. Zaniemówiłaś Nawet nie próbujesz wydobyć z siebie słowa, aby mnie zawołać. Stoisz na środku małego salonu i wpatrujesz się we wszystko dookoła. Podchodzę i chowam całą Twą sylwetkę w swoich ramionach. Jesteś jak mała dziewczynka którą trzeba prowadzić przez życie, bo inaczej się zagubi.
- Dziękuję...
- Podziękujesz później - słyszę Twój śmiech, gdy przekładam sobie twoje ciało jak worek na plecy i zmierzam z nim na górę. Kładę nasz ciała na dużym łóżku i zachłannie całuję każdy skrawek Twojego ciała. Tak aksamitna w dotyku skóra. Tak przyjemny owocowy zapach, uwalniany przy każdym moim dotyku. Tak rozbiegane spojrzenie, relacjonujące Twoją przyjemność. Tak przyjemny ból, który powodujesz wbijaniem paznokci w moje plecy. Tak przyjemnie przyspieszony Twój oddech, opływający moją szyję. Tak przyjemne chwile spędzone z Tobą...
~*~*~
Siemanko, zamiast Dzuzeppe witam was ja, Maniek! :*
Autorka tego bloga ma problemy z komputerem, więc ja jako wspaniałą koleżanka dodaję rozdział! :D Czasami ja sama czuje, że również jestem odpowiedzialna za te opowiadanie... może dziwnie to brzmi, ale tak jest :P Kiedy Dzuzeppe dodała Prolog i po jakimś czasie zobaczyłam dużą ilość komentarzy to na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszę się, że osiągneła tak wiele, że ma tylu czytalników i tyle komentarzy :)) Także, ja osobiście wam za to dziękuję, bo nie wiecie ile radości sprawia nam, autorką, taki jeden komentarz, jeden czytelnik, czy nawet jedno wejść na bloga. To naprawdę wiele dla nas i z całego serca Wam dziękuję ♥
Mam nadzieje, że Dzuzeppe nie będzie zła i podpisze się pod moimi słowami :*
Pozdrawiam was cieplutko :*
Dodane później:
Dzisiaj dostałam smutne wiadomości :c
Dzuzeppe powiadomiłą mnie, że w najgorszym wypadku, przez miesiąc nie będzie jej na blogach :( Później, jeżeli wszystko będzie okej, rozdziały będą dodawane systematycznie :)
Pozdrawiam, Maniek.
Dodane później:
Dzisiaj dostałam smutne wiadomości :c
Dzuzeppe powiadomiłą mnie, że w najgorszym wypadku, przez miesiąc nie będzie jej na blogach :( Później, jeżeli wszystko będzie okej, rozdziały będą dodawane systematycznie :)
Pozdrawiam, Maniek.